środa, 22 grudnia 2021

Eurasier "do przodu" i "do tyłu", czyli blaski i cienie ekstremalnych przypadków

To, że opisy ras są jedynie ogólnikami, jest dość oczywiste. Każdy pies jest inny. Opis rasy to jedynie ogólne ramy, w których powinien mieścić się dany pies, a i to nie zawsze się udaje i zdarzają się szczekające chow-chowy czy Eurasiery z instynktem myśliwskim i tendencją do podążania tropem. 
Ogólnie Eurasiery nie powinny entuzjastycznie witać każdego człowieka czy psa spotkanego na drodze. Bywają jednak wyjątki. 



Dwa najbardziej ekstremalne przypadki, na które możecie trafić to z jednej strony psy wysokoenergetyczne i "do przodu", czyli takie, które nie boją się praktycznie niczego, co często oznacza też, że instynkt samozachowawczy to dla nich mitologiczne niemal stworzenie (i potrafią sobie napytać tym biedy i wpakować się w tarapaty). Drugi typ, to pies o niskiej energii i nastawianiu "do tyłu", czyli taki, który na nowe rzeczy (zjawiska, ludzi, psy, przedmioty) reaguje niepewnością, a nawet strachem. Wycofuje się z nieznanych sytuacji, chowając się za właścicielem lub zwiewając na "z góry upatrzoną pozycję", czyli najczęściej do domu. 


Typ do przodu to pies, którego trzeba wyprzedzać. Właściciel takiego psa musi mieć dużo samozaparcia, szybki czas reakcji i musi być bardzo spostrzegawczy. Nowy pies potrafi wyzwolić w takim psie emocje, których nie jesteśmy w stanie opanować. Są to często psy, które nie reagują na odwołanie, jeśli zobaczą innego psa. Są to psy, które mogą pogonić za pędzącym samochodem lub rowerzystą, bo wszystko co nowe jest fascynujące. 
Psy do przodu, ale przyjazne, które mają problem z panowaniem nad emocjami to jeden z przykładów psów "do przodu". Ja nazywam takie psy "neurotycznymi". Nawet, jeśli nie chcą konfliktu, potrafią go wywołać, bo często podchodzą do innych psów na wysokich emocjach, nie umiejąc powstrzymać ekscytacji. Nie podchodzą do innych psów z szacunkiem, powoli, tylko bardzo energicznie wkraczają w przestrzeń innego psa (czasem także człowieka). Ponieważ ciągle funkcjonują na wysokich emocjach, mają czasem problem z czytaniem sygnałów zatrzymujących czy uspokajających, zwłaszcza, jeśli te wydawane są na niższym poziomie, niż poziom ekscytacji psa. 
Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że z punktu widzenia innego psa, nasz pies jest natrętem, od którego nie sposób się uwolnić, bo nie działają ani prośby, ani groźby. Jedyną opcją, żeby się takiego pozbyć, jest bezpośredni cios w szczękę. Dlatego właśnie psy "neurotyczne" wywołują sprzeczki, chcąc się jedynie bawić. Naruszają przestrzeń osobistą innych psów i nie rozumieją ani warknięcia (oczep się), ani kłapnięcia zębami (odwal się), dociera do nich dopiero ząb zatopiony w skórze i porządne ugryzienie (odpowiednik ciosu w szczękę).
Panowanie nad takim psem wymaga obserwacji otoczenia, wypatrywania "zapalników" (czyli tego, co psa ekscytuje) i zajęcia psa zanim sam zobaczy "zapalnik". Jeśli on zobaczy pierwszy i ruszy w kierunku obiektu pożądania, robi się ciężko. 
Podstawową zasadą "trafienia" do takiego psa z sygnałem zatrzymującym jest używanie komendy na wyższym poziomie niż aktualnie znajduje się nasz pies. Możemy to sobie wyobrazić tak: każda ekscytująca rzecz to jakaś warstwa waty w uszach psa. Wata tłumi nasze słowa i powoduje, że pies słabiej na nas reaguje, bo nas nie słyszy. Warstwa jest tym grubsza, im fajniejsza jest rzecz którą zobaczył nasz pies. Tak więc niekastrowany samiec, który czuje sukę w cieczce waty w uszach ma tyle, że nie słyszy praktycznie nic. Pies, który goni za zającem ma może jedną warstwę mniej i być może usłyszy nas, jeśli weźmiemy do ręki megafon. Nowy, psi kolega na znanym terenie to jeszcze jedna warstwa mniej - tu być może wystarczy wydrzeć się na całe gardło.    
Może trochę przesadzam, ale myślę, że wiecie o co chodzi. Pies musi nas usłyszeć i, co ciekawe, nie koniecznie chodzi tu o to, żeby być głośniej, wbrew przykładowi, który podałam. Chodzi o zwiększenie energii. Nie wszyscy, ale niektórzy ludzie mają niesamowitą zdolność kontrolowania energii, którą wysyłają wraz z komunikatem. Komunikat może być nawet niewerbalny, a zwierzęta na energię i tak reagują. Komunikaty niewerbalne działają jednak znacznie lepiej, jeśli pies nas widzi. 

Wracając do sedna: nie odwołacie psa z pogoni za zającem, jeśli grzecznie i cicho, pod nosem wymamroczecie "Fafik, do mnie". Nie da rady, nie zadziała i koniec. Fafik musi Was usłyszeć, więc powietrze w płuca i z całych sił: "FAFIK! WRÓĆ!". 
Poziom, do którego musicie podnieść swoją energię w konkretnych przypadkach, zależny jest od danego psa i Waszego doświadczenia. Jeśli niższy sygnał nie działa, wchodzimy stopień wyżej. Czasem jest tak, że żaden sygnał werbalny nie zadziała i jedyna opcja, to podejść do delikwenta, zapiąć na smycz i zabrać, fizycznie usunąć z sytuacji. 
U psów neurotycznych ważne jest pilnowanie ilości bodźców - przebodźcowanie jest bardzo niezdrowe. Z psami neurotycznymi trzeba też ciężko pracować nad wyciszeniem w domu, ograniczać ilość bodźców, hałasu, i nie nakręcać psa w domu - pozwolić mu odpocząć od umysłu, który nakręca się bardzo szybko i bardzo wolno zwalnia obroty. Przy "neurotyku" warto uważać na otoczenie i inne psy, żeby przez własne nieokrzesanie, nasz pies nie wywołał bójki. Ważna jest nauka grzecznego podchodzenia do innych psów i panowania nad emocjami.

Drugi typ psa "do przodu" to pies dominujący. Generalna zasada, wypatrywania "zapalników" działa tak samo jak u "neurotyków", ale są pewne różnice. To jest egzemplarz, który w przestrzeń innego psa wchodzi nie z zamiarem zabawy i na dużych emocjach, a z pewnością siebie, głową wysoko i z zamiarem pokazania koledze, że kolega ma się grzecznie ukorzyć. Te psy najczęściej mają nerwy na wodzy, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Przy kontakcie takiego psa z innym psem za zwyczaj są dwie opcje, albo kolega (ten drugi) się ukorzy, albo będzie próbował się przeciwstawić. Może to prowadzić do bójki. Psa dominującego trzeba nauczyć, że to nie on ma kontrolować otoczenie, a my. Trzeba go nauczyć grzecznego witania się z innymi psami i reagować na wszelkie oznaki pobudzenia czy dominacji czy nawet agresji. To jest pies, przy którym raczej pilnujemy, żeby on nie był przysłowiowym "dręczycielem" dla innych psów niż na odwrót.   


Drugie ekstremum to pies wycofany. Z takim psem lepiej radzą sobie ludzie delikatni, spokojni, bo nie straszą psa samym byciem sobą. Psy delikatne, to psy które reagują opuszczeniem ogona i wycofaniem na głośne dźwięki, nieznane rzeczy, szybko poruszające się przedmioty (samochody rolki, deskorolki, rowery). Czasem jest to kwestia socjalizacji, czasem delikatnej konstrukcji psychicznej psa, którego socjalizować trzeba delikatnie i z głową. Wrzucenie takiego psa w centrum miasta bez uprzedniego zapoznania z mniejszym ruchem na peryferiach może doprowadzić do ataku paniki i utraty zaufania do właściciela, który nie zapewnił psu delikatnej i powolnej socjalizacji. Delikatne psy potrzebują właściciela skupionego na nich, kogoś kto przeczyta mowę ciała psa i odpowiednio zareaguje. Wbrew pozorom, nie można takich psów chronić przed całym światem, choć czasem by się chciało. Ich socjalizacja musi przebiegać powoli, stopniowo, delikatnie i w miarę możliwości nie wrzucając psa na głęboką wodę. 
Częste, acz krótkie szkolenie z kontrolowanymi rozproszeniami w tle  jest ważne. Można puścić dźwięki burzy, samochodów czy fajerwerków. Można przynieść do domu rower i położyć go, żeby pies mógł się zapoznać z przedmiotem w miejscu, które już zna i lubi. Jeśli pies się boi i nie ma zagrożenia (stojący rower, śmietnik itd), warto psa delikatnie zachęcać do podejścia do "strasznego" przedmiotu. Odradzałabym zmuszanie psa do podchodzenia do bardzo ruchliwej ulicy, jeśli nie macie 100% zabezpieczonego psa. Można prowadzić psa na smyczy a jako mechanizm bezpieczeństwa założyć mu dodatkowo szelki i przypiąć do drugiej smyczy, luźno zwisającej na biodrach. Przerażony pies jest w stanie wyjść z większości obroży, które nam wydają się zapięte bardzo ciasno. Psy wrażliwe należy socjalizować powoli i bez pośpiechu. Jest to ogromna praca, która przyniesie skutek tylko jeśli pies Wam ufa. Czyli najpierw tworzycie więź, a dopiero potem rzucacie się w wir ostrego socjalu z knajpami, centrami miast i przekraczaniem międzymiastowej. Nie oznacza to absolutnie że do czasu zbudowania więzi macie nie wychodzić z domu. Oznacza to, że pracę nad wielkimi "straszakami" można trochę odłożyć w czasie. 
Psy delikatne, wycofane potrzebują właściciela, który będzie obserwował ich język ciała. Właściciela, który w razie czego nie boi się interweniować i stanąć na drodze "dręczycielowi" swojego psa. Powinien też umieć rozróżnić zabawę ze swoim psem od zabawy swoim psem. Psy delikatne nie zawsze umieją w jednoznaczny dla nas sposób poprosić o pomoc, ale nasza w tym głowa, żebyśmy nauczyli się czytać swojego psa i żebyśmy widzieli kiedy powinniśmy udzielić mu wsparcia, a kiedy pozwolić mu spróbować samemu. Nie jest to łatwa sztuka, ale warta zachodu. Takie psy potrafią wyrosnąć na naprawdę fajne, stabilne zwierzęta. 

Opisane powyżej typy to ekstrema. Większość psów mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma typami i postępowanie z nimi trzeba zmodyfikować dostosowując każdorazowo do sytuacji. 
Nie jest tak, że z jednym z tych psów pracuje się lepiej a z drugim gorzej. Każdy ma swoje wady i zalety i jeden lepiej pasuje do jednego typu właściciela, a drugi do innego. Dlatego tak ważne jest rozeznanie jakiego psa przyjmujecie do domu. 
Ja całkiem niedawno zaczęłam doceniać psy delikatne, ostrożne, które nie pchają się w sytuacje, których nie rozumieją. Jeszcze parę lat temu byłam absolutną zwolenniczką psów bez zahamowań.



wtorek, 7 grudnia 2021

"Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" - Post emocjonalny

Dzisiaj coś nie do końca związanego z samymi Eurasierami, a mianowicie post o odpowiedzialności za zwierzę, które wzięło się pod swój dach. Będzie bez zdjęć i bez owijania w bawełnę. 

Nie ukrywam, że post jest dość emocjonalny dla mnie, bo sytuacja, o której zaraz napiszę jest mi bliska. Nie interweniowałam nadmiernie, bo to nie moja rola, żeby wszystko za wszystkich robić, mówimy o dorosłych ludziach, którzy powinni wiedzieć co robią, a jeśli nie wiedzą, to powinni wiedzieć gdzie tej wiedzy szukać.

Na wstępie:

Nie potępiam zerojedynkowo samego oddawania zwierząt do innych (dobrych, sprawdzonych) domów - poza pewnymi konkretnymi sytuacjami kiedy oddanie zwierzaka jest podyktowane wyłącznie tym, że przestał zarabiać na siebie. Wiem jak różne są sytuacje życiowe i ja sama kiedyś dwa swoje koty (Lulka i Łacię) zmuszona byłam oddać. Jeden z nich trafił do moich rodziców, co okazało się być zbawienne zarówno dla niego jak i dla mojego taty, a drugi trafił do bardzo dobrej znajomej mojej mamy, która zakochała się w kocie bez pamięci. Oba koty dożyły starości i fantastycznie czuły się w nowych domach. Moje koty musiały znaleźć nowe domy dla własnego dobra, gdyż w moim domu atmosfera zrobiła się dla nich niekorzystna (nie za moją sprawą). Powodem oddania zwierząt nie był brak czasu ani brak odpowiedzialności z mojej strony, a ich własne dobro. Uważam, że zrobiłam najlepszą rzecz jaką mogłam i pomogłam w ten sposób obu kotom. Lulek nagle przestał sikać poza kuwetę, a Łacia otworzyła się na nowo na świat. Tamten czas i tamta sytuacja nauczyła mnie, że nie wszystko jest czarne i białe i czasem człowiek staje przed trudnym wyborem między dwoma istotami które kocha i musi znaleźć rozwiązanie idealne dla obu stron. Mi się to wtedy udało.

Nie brałam pod uwagę wyrzucenia kotów na bruk czy oddania ich do schroniska. Byłam gotowa izolować koty w osobnym pomieszczeniu, z daleka od wrogiej im osoby do końca ich życia, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Dzieliłabym swój czas między koty i resztę rodziny. Z pomocą przyszli mi wtedy ludzie, którym z tego miejsca bardzo za to dziękuję. Krzyśku, Aniu, Irenko – daliście Lulkowi i Łaci wspaniałe życie – dziękuję, że byliście wtedy dla nas.

 

No ale do rzeczy…

Dorośli ludzie, biorący pod swoje skrzydła psa, powinni być świadomi, że pies to obowiązek.

Powinni być świadomi, że pies nie „zrobi się” sam, że posłuszeństwo trzeba wypracować i że nawet największy ogród jest dla psa tylko większym więzieniem. Powinni mieć świadomość, że pies to zwierzę SOCJALNE, które żyje dla człowieka i dla kontaktu z nim, bo tak je ukształtowaliśmy od dnia, kiedy oswoiliśmy pierwszego wilka.

Niektóre psy być może są stworzone do tego, żeby żyć na podwórku, w budzie i pilnować obejścia, ale nawet one potrzebują kontaktu z człowiekiem, żeby nie stały się agresywne albo strachliwe, żeby ktokolwiek mógł nad nimi panować. Każdy pies potrzebuje, żeby spędzać z nim czas. Czas spędzany z psem to nie jest nasypanie mu żarcia do miski czy nalanie wody i rzucenie patyka 2 razy. Czas spędzony z psem to wspólne wędrówki, kiedy robicie coś razem, to wspólne ćwiczenie komend, to uczenie się nawzajem swego języka i wypracowywanie komunikacji. Patyk też jest fajny. Szukanie żarcia w trawie też. Ale RAZEM!

To, że widzicie kogoś, kto ma pięknego psa, który chodzi przy nodze, wykonuje komendy w ciągu sekundy i jest wpatrzony we właściciela jak w obrazek to nie jest kwestia tego, że ten pies tak ma. To się nie robi samo. Nie, to są godziny, tygodnie, miesiące i LATA pracy i współpracy człowieka z psem. Ten pies i ten człowiek znają się „jak łyse konie” i rozmawiają ze sobą. Człowiek słucha psa, a pies słucha człowieka. Taka więź nie powstaje dlatego, że rzucasz psu ochłap mięcha, czy karmisz go najlepszym żarciem na świecie. Taka więź powstaje przez robienie różnych rzeczy razem. Jeśli widzicie kogoś z fantastycznie ułożonym psem, przystańcie i pogadajcie i zapytajcie ile czasu i wyrzeczeń i wstawania o 5 rano go to kosztowało. Pies to praca, czasem frustrująca, czasem irytująca, czasem dająca wrażenie beznadziei i braku postępu. Zaufanie i bezgraniczna miłość psa, jeśli wytrwacie w trudnych chwilach, warte są każdego poświęcenia.

No więc sytuacja:

Macie duży dom na wsi, dużą, ogrodzoną działkę. Wydaje się, że wszystko jest super i idealnie i myślicie o psie. Jedno z Was ma doświadczenie z psami (a przynajmniej tak uważa), bo kiedy było dzieckiem, psy gdzieś tam się przewijały w zasadzie non stop. Drugie z Was jest kompletnie zielone i absolutnie się z tym nie kryje. Macie w otoczeniu psiarzy mniejszych lub większych....

Nagle los sprawia, że gdzieś do kogoś w okolicy przyłazi bezpański pies. Myślicie „super!”, jedziecie po psa, obiecując mu dobry dom i lepsze życie. Dajecie mu jeść, dajecie mu budę. Do domu mu nie wolno wchodzić, ale to nie jest problemem. Pies sobie na dworze radzi. Chodzicie na spacery i przez pierwsze kilka tygodni jesteście psem zachwyceni, bo trzyma się Waszej nogi jakby był do niej przyklejony. Tylko gdzieś w oddali jeden ze znajomych psiarzy mówi „poczekaj… on ci jeszcze pokaże”. Nie wierzycie. Macie psa idealnego. Dajecie mu jeść, raz na tydzień zabieracie na spacer do lasu, z początku nawet Wam się chce uczyć psa „siad” i „łapa” i on tak szybko łapie, że jest po prostu cudownie. Sielanka trwa kilka tygodni, a może nawet miesięcy. Na dworze zaczyna się robić zimno i nie chce Wam się już wychodzić i nawet tego siad ćwiczyć, poza tym macie inne rzeczy na głowie. Pies siedzi sam na dworze przez większość dnia. Wychodzicie tam na 10 minut, kilka razy dziennie, żeby dać mu jeść i wlać świeżą wodę do miski. Pies się nudzi, więc znajduje sobie ciekawe zajęcia. Kopie doły, ucieka z posesji, wybiegając na ruchliwą szosę. Parę razy jeździcie po niego do schroniska, bo tam go ludzie odwożą. To nie jest pies, którego widzieliście u znajomego psiarza przy nodze. Ten złowróżbnik wykrakał, „poczekaj” – no i masz. Wasz idealny pies się „zepsuł”. Budujecie kojec, żeby nie zwiewał, ale on się podkopuje i rozrywa zębami kraty, więc w kojcu siedzi na łańcuchu. Długim, bo z 5-10 metrowym. Nawet to go nie powstrzymuje. Wziąż ucieka.

Fast forward kilkanaście miesięcy.

Znajomy psiarz (ten złowróżbny) na szybko ocenia psa, starając się Was nie przestraszyć, mówi „poniżej godziny dziennie pracy z nim nie schodźcie, bo nic nie osiągniecie. Ten pies potrzebuje czasu z Wami, ten pies potrzebuje pracy…”. Oboje mówicie, że nie macie czasu. GODZINY w ciągu doby nie możecie poświęcić zwierzęciu, któremu obiecaliście lepsze życie?! Serio?! Gdzie to doświadczenie z psami, jednego z Was? Gdzie zdrowy rozsądek? Jak pie ma ogarnąć zasady, których nikt mu nigdy nie wytłumaczył? Skąd ma wiedzieć że nie wolno uciekać? 

JEDNEJ GODZINY nie macie... Na dwie dorosłe osoby... Godzina dziennie to bardzo dużo jest... nie powinnam się dziwić, przecież wiem, że doba nie jest z gumy. No nie jest, ale nie ma obowiązku posiadania psa. 

Znajomy psiarz wie, że nie musi być dla Was autorytetem, podsyła więc informacje i kontakty do dyplomowanych behawiorystów i trenerów w okolicy, żeby pomóc Wam ogarnąć to, za co Wy wzięliście odpowiedzialność. Przez pół roku nawet nie mieliście czasu tam zadzwonić… Sam znajomy nie może do Was ciągle jeździć, żeby Wam pomóc go ogarnąć, bo 200 km w jedną stronę to jest kawałeczek…

Jesteście po kilku, a może kilkunastu wizytach w schronisku, żeby odebrać tego "głupiego powsinogę". Źle mu u Was, myślicie, niewdzięczny jest. Ma wszystko, czego mu potrzeba, a głupi wybiera wolność, to może niech se idzie w cholerę, skoro tak wybiera…

To jeszcze raz: NIE MA WSZYSTKIEGO!, nie ma Was, a Was potrzebuje najbardziej. 

Nie macie już do niego serca. Moment, kiedy przyjeżdża policja i nakłada na Was mandat, przelewa czarę goryczy – pies musi odejść. Nawet wystawiacie gdzieś ogłoszenie i zdjęcia, ale nie napiszecie do znajomych, żeby udostępnili, żeby zwiększyć jego szanse. Nawet znajomego psiarza i jego kontakty w psim świecie olewacie.

Pies ląduje u kogoś innego. Na łańcuchu. Bo to lepsze niż schronisko. I tak, wiem, ten pies będzie tam miał jedzenie i weta i nawet kontakt z ludźmi, większy niż u Was, ale spędzi całe życie uwiązany, bo Wam nie chciało się nawet udostępnić posta na fejsbuku, że szukacie domu dla swojego psa.

Wzięliście młodego psa, około rocznego, zmarnowaliście rok jego życia, może trochę ponad. Dlaczego zmarnowaliście? Bo, co do zasady, młode psy znajdują domy łatwiej i szybciej - im młodsze, tym łatwiej i tym szybciej. Na "stare" czy nawet kilkuletnie psy popyt jest mniejszy. Prawdopodobieństwo znalezienia domu, z każdym rokiem na psim liczniku, bezlitośnie dąży do zera. W ciagu tego roku z haczkiem, kiedy pies byl u Was, nie zrobiliście z nim absolutnie NIC. Nie pracowaliście nad nim i jego problemami. Nie zbudowaliście w nim zaufania do ludzi. Nie nauczyliście go zasad, jakie panowały w Waszym domu. Nie daliście mu lepszego życia (sorry).  

A teraz hit nad hiciory. Pozbyliście się tego „zepsutego” psa, na którego słowa znajomego psiarza zadziałały jak klątwa „poczekaj”… Więc teraz jedno z Was, ma plan wziąć nowego psa. Innego, "lepszego". Żeby znowu przykuć go sznurem do budy i nie spędzać z nim czasu. Może ten nie będzie „zepsuty” albo może ten durny, znajomy psiarz tym razem krakać nie będzie.

Drugie z Was ma na szczęście na tyle przyzwoitości, żeby powiedzieć, że drugiego psa nie chce, bo nie ma na niego czasu. No, chociaż tyle… 

To tyle ode mnie, emocjonalnej historii o dwojgu dorosłych ludzi i psie, któremu obiecali lepsze życie…

I ja wiem, że oni to pewnie przeczytają. Z premedytacją nie piszę o kim mowa, oni wiedzą. I wiem, że pewnie będą się próbowali bronić i udowadniać mi, że łańcuch jest lepszy niż schronisko. I nawet może się z tym zgodzę, ale moim zdaniem TEN pies miał szansę na naprawdę fajny dom. Sprawdziłby się w agility czy we frisbee. Z aktywnym człowiekiem biegałby przy rowerze, albo uprawiał bikejooring. TEN pies miał szansę na lepsze życie, nie na łańcuchu, a w domu z człowiekiem który wie co to znaczy mieć psa. I moim zdaniem oni mu tę szansę odebrali.  

Jestem w stanie prosto w twarz powiedzieć im dokładnie to, co tu napisałam, nieco mniej przebierając w słowach, bo „face to face” nie musze być politycznie poprawna.

Parafrazując Małego Księcia „jesteś odpowiedzialny za to, co przygarnąłeś”.

 

 

środa, 1 grudnia 2021

Dzień z życia hodowcy - z lekkim przymrużeniem oka

 Trochę z przymrużeniem oka: 

Myślicie nad założeniem hodowli? 

Polecam! /Hyhyhy/ Świetna zabawa ;) 

Tekst z zeszłego roku, ale coś czuję że wiele lat będzie na czasie. 

Dzień hodowcy: 

3:00 "świt żywych trupów" 

Psia matka się budzi i idzie obudzić dzieci. W kojcu harmider. Wstajesz i wypuszczasz maluchy na dwór na wybieganie i sikupe

4:00 "ah, śpij kochanie jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz..." 

Próbujesz zasnąć licząc na choć 15 minut spokoju. Zamiast tego kręcisz się w łóżku, bo maluchy popiskują i pochrumkują i łażą i ogólnie uważają, że zwiedzanie świata o 4 nad ranem jest super. 

6:00 "wake me up befere you go go" 

Pobudka!!! Maluchy harcują, matka się kręci. 

20 minut latania po ogrodzie żeby wyłapać 9 poczwar i nie wypuścić ponownie na dwór tych już wyłapanych. Przy -7 stopniach w piżamie jest to niezłe wyzwanie.

7:00 kawa

7:30 "kopciuszek 1 on 1" 

Sikupa - przecież na dworze to byla ganiawka a nie czas na sikupy... Kojec cały uwalony... 

8:00 "kevin sam w domu" 

Jeden maluch nie śpi. Biega po pozostałych żeby się z nim pobawiły - maluchy reagują warkami i szczekami. Biedny samotnik siedzi i patrzy na ciebie wielkimi oczami. Wchodzisz żeby się z nim pobawić. Wszyscy się budzą (dzieci mają wbudowany babcio-radar) i nagle jesteś najcudowniejszą rzeczą na świecie. Nos w oku, zęby w d..pie (u facetow nie tylko w d...), jest fajnie.

9:00 "snow is falling" 

Maluchy na dwór na sikupe i bieganie. Ty przygotowujesz dla nich zarcie. Ogrodem zajmiesz sie jak snieg stopnieje. Żółty snieg...

10:00 "spanie jest przereklamowane" 

Próbujesz się zdrzemnąć, ale maluchy właśnie stwierdziły że trzeba biegać po baseniku z kulkami. Nie da się spać. Ciśnienie ci skacze. Kawa byla niepotrzebna.

11:00 "just a little bit of heaven" 

Maluchy idą spać. Robisz sobie śniadanie. 

12:00 "hell's kitchen" 

Żarcia już nie ma. Dosypujesz suchego, dajesz puchę mokrego. Zaczynasz socjal. Rowery. Kulki w baseniku, tunel i namiot

13:00 "catch me of you can" -

Maluchy wstają na sikupe. Wypuszczasz, robisz fotki i filmiki, biegasz po mrozie. Powoli myślisz o przebraniu się z piżamy bo zimno ci w du... ;) Zaganianie małych to walka z wiatrakami i robota dla 2 osob. Jedna gania małe po ogrodku i wyłapuje, druga pilnuje żeby reszta tałatajstwa nie wylazła z powrotem na dwór

14:30 "Sound of silence" 

Chwila ciszy. Zaczynasz myśleć że może uda ci się przespać, albo coś zjeść. W sumie kiszki marsza grają...

14:00 "the dark side awakens" 

W kojcu poruszenie. Jedno małe chce siku i piszczy przed drzwiami. Reszta budzi się i wtóruje, bo tak ;) wypuszczasz i znowu myślisz sobie o bieganiu po mrozie. Idziesz się przebrać z piżamy. W końcu.

 15:00 "ja cię kocham a ty śpisz" 

Spanko. Próbujesz zrobić obiad, ale w sumie przypominasz sobie że psia mama potrzebuje spaceru poza ogród i kojec i dom... Znikasz na godzinę.

16:00 "Gordon Ramsey live" 

Maluchy muszą zjeść po bieganiu. Robisz jedzonko (suche/mokre) 

17:00 "jurrasic park" 

Socjal - bawisz się z małymi. Pokazujesz im rowery, rolki długie spódnice wysokie buty, włączasz w tv dźwięki burzy itd. straszysz wszystkim czym się da. Żeby się nie bały później. 

18:00 - " it's a wonderful life" 

Masz chwilę dla siebie. Maluchy zmęczone socjalem chłoną to czego się nauczyły. Rowery nie gryzą. Długie spódnice nie zabijają... Jest dobrze

19:00 "fight for yout right to party!"

Kolejne małe uznaje że spanie jest nudne i budzi rodzeństwo. Sikupa na dworku. Trochę socjalu z bieganiem, tupaniem i różnymi zabawkami (dalej jest minus 7, ale już nie jesteś w piżamie)

20:00 "armageddon"

 Zaczyna się okres adhd przerywany krótkimi chwilami kiedy maluchy śpią. 



0:00 "somewhere over the rainbow" 

Okres adhd sie konczy. Kladziesz sie spac. Zastanawiasz się po co ci to było i kiedy oni (ci co kupują od ciebie szczeniaczka) w końcu zabiorą te dzieciaki ;) 

 Jutro też jest dzień 3:) będzie lepiej... Mówisz sobie i zasypiasz w chwili kiedy twoja glowa dotyka poduszki. 

 

"Jest super, jest super więc o co ci chodzi..."

czwartek, 25 listopada 2021

Zdrowie Eurasiera - co i jak?

Na wstępie zaznaczę, że nie jestem weterynarzem, a wiedzę czerpię z rozmów z hodowcami w Polsce i za granicą oraz z przeróżnych artykułów

Część 1. O jakie badania pytać hodowcę?

Jak dobrze wiadomo, podstawą hodowli psów powinno być rozmnażanie jedynie zdrowych zwierząt. Niestety, w przypadku Eurasiera, ZKwP nie wymaga praktycznie żadnych badań. Rasa jest ogólnie zdrowa i nie ma wielu obciążeń genetycznych, ale i tak są pewne badania, których warto wymagać od hodowcy: 

DWLM – Dandy Walker-like Malformation – choroba genetyczna mózgu, objawiająca się utratą kontroli nad ciałem (psy potykają się, przewracają, czasem mają drgawki).

Na szczęście DWLM dziedziczone jest autosomalnie recesywnie. W skrócie oznacza to tyle, że psy, które mają zdrowych rodziców (genotyp N/N), będą zdrowe, a te, u których jedno z rodziców jest nosicielem (N/dwlm), a drugie jest zdrowe – będą albo zdrowe albo będą nosicielami. Należy tu wspomnieć, iż nosiciele nie mają objawów choroby. Nie należy jednak kojarzyć nosiciela z nosicielem.

HD – Hip Dysplasia, czyli dysplazja bioder – jest to choroba, do której skłonności mogą być dziedziczone, ale może się rozwinąć też u szczeniąt po zdrowych rodzicach, albo ze względów środowiskowych. Mały szczeniak powinien być odpowiednio karmiony – pełnowartościową karmą, a także nie powinien biegać po schodach i być zmuszany do nadmiernego wysiłku. Niekorzystnie na stawy działają też śliskie powierzchnie, takie jak panele podłogowe czy śliskie płytki. Idealne biodra to HD A, skala sięga aż do E. Znam hodowców, którzy rozmnażają psy z biodrami HD C, ale osobiście chyba nie kupiłabym szczenięcia po takim rodzicu.

W kontekście szczenięcych stawów i tego dlaczego małe szczenięta nie powinny zbyt dużo biegać: 

Szczenięta nie mają jeszcze wykształconych stawów. Myślę, że warto zajrzeć na stronę https://www.hluhluwe.ch/articles/puppy-bones, artykuł jest po angielsku, ale zdjęcia mówią same za siebie. Popatrzcie jak wygląda szczeniak pod kątem budowy kości i stawów. Zdjęcia RTG dorosłego psa macie też w tym artykule.

ED – Elbow Dysplasia – Dysplazja łokci – opis w sumie podobny, jak powyżej – skłonności są genetyczne, ale warunki, w jakich bytuje szczenię mają wpływ na rozwój jego stawów. Idealne stawy łokciowe to ED 0/0

Patellar Luxation – nawykowe wypadanie rzepki – ideałem jest PL 0/0 i nie powinno się rozmnażać psów o innym wyniku. Problemy z rzepką u Eurasiera to spuścizna po szpicach. Dość strome kątowanie sprzyja występowaniu tej wady. Wedle mojej wiedzy, nie zdarza się ona często.

Oczy – Chorób oczu jest dość dużo, ale większość z nich nie występuje w naszej rasie. U Eurasierów najczęstszym problemem z oczami jest Entropium, czyli zawijająca się powieka, która podrażnia rogówkę oka i powoduje nadmierne łzawienie. Wada ta może zostać skorygowana operacyjnie, acz psy nią dotknięte nie powinny uczestniczyć w hodowli.

Zdarza się także, że Eurasier ma kilka dodatkowych rzęs lub cały rząd dodatkowych rzęs. Wielu osobnikom to nie przeszkadza, jeśli nie podrażnia samego oka.

Tarczyca  - tu warto poprosić zarówno o badanie TSH, T4, jak i przeciwciał.

Trzustka – badanie Lipazy (DGGR) powinno wystarczyć. Jeśli jest w normie, nie przejmowałabym się. 

Część 2 Choroby, które zdarzają się w rasie

Skręty żołądka

Popularne jest przekonanie, że do skrętu żołądka dochodzi tylko wtedy, kiedy pies zaczyna biegać tuż po jedzeniu, kiedy wypełniony pokarmem żołądek jest ciężki. Teoretycznie remedium na to byłoby karmienie psa mniejszymi porcjami i zawsze po spacerze. I faktycznie – jest to jeden z powodów skrętu, ale nie jedyny.

Niestety ostatnie „przygody” ze skrętem żołądka pozwalają na wysnuwanie nowych wniosków, włącznie z takim, że silne wzdęcia na tle alergicznym mogą powodować skręty żołądka. Zaczyna się też pojawiać przypuszczenie, że niektóre linie hodowlane są narażone na skręt bardziej, a inne mniej. Nie ma jednak jeszcze badań, które w 100 procentach potwierdzałyby te przypuszczenia.

Poniżej historia jednego z Polskich Eurasierów (z tego miejsca podziękowania dla Ani – właścicielki pechowca, za zgodę na publikację ich historii i za podesłanie linków do ciekawych artykułów na temat skrętów żołądka):

Hej Wszystkim! Dziś mam słodko gorzkie wieści, ale zdecydowałam się oficjalnie Was powiadomić by odsunąć wasze obawy o własne psy oraz uciąć plotki.

Słodkie : Nacho żyje i ma się dobrze

Gorzkie:

Nachos pod koniec października doznał skrętu żołądka, który był następstwem zgazowania przewodu pokarmowego. Obecnie jesteśmy po wielu badaniach, ponieważ postawiłam sobie za priorytet ustalić przyczynę (dla niewtajemniczonych, skręt żołądka jest najczęściej tylko następstwem jakiegoś pierwotnego problemu a nie chorobą samą w sobie czyli występującą samoistnie, do tego bardzo mało zbadaną, lecz udało mi się dotrzeć do paru ciekawych opracowań na ten temat). U mojego psa teoria o przekarmieniu i ruchu zaraz po nakarmieniu została w pierwszej kolejności odrzucona, ponieważ mój pies od zawsze je w trzech porcjach swoją dzienną porcje a czasami nawet nie dojada (niejadek). Obserwowałam przed nieszczęśliwą nocą (takie historie często dzieją się po zmroku), że pies jest markotny już dwa dni wcześniej, tej doby już było wyraźnie widać, że coś mu jest. To wywołało moją czujność i sprawdzałam co jakiś czas brzuch, o 21 był zgazowany na wysokości pachwin na tyle mocno, że skłoniło mnie do wizyty u Weterynarza, ale niestety na tyle słabo, że niedoświadczony lekarz na dyżurze uspakajając mnie, że to tylko niestrawność odesłał mnie do domu. Lecz nadal obserwowałam psa i po 20 minutach w domu pojechaliśmy powtórnie na dyżur. W drodze nastąpił bardzo bolesny skręt już bardzo zagazowanego żołądka. Niestety nie od razu młody lekarz wezwał chirurga. Operacja odbyła się dopiero około 23:00. Nie będę Was zadręczać szczegółami.

Rozmawiałam z gastroenterologiem i potwierdza moje przypuszczenia, że gdyby o 21 czyli za pierwszym razem gdy pojawiliśmy się, pies został odbarczony lub odgazowany w jakikolwiek sposób może udało by się uniknąć operacji.

Ale do rzeczy…

U mojego psa podłoże było w braku równowagi flory bakteryjnej, takie są wnioski po wszystkich badaniach. Nacho po kontuzji z marca tego roku miał podawane antybiotyki, ponieważ w prześwietleniu nic nie było widać to ortopeda wywnioskował, że pewnie to jakiś pourazowy stan zapalny. Niestety zabrakło przeleczenia prebiotykami dobrej jakości, do tego dołożyła się dieta wysokobiałkowa, którą zapewniamy naszym psom w karmach bez zbożowych ( wysokobiałkowa dieta może doprowadzić do namnażania w nadmiarze bakterii gnilnych) i nieszczęście gotowe.

Mamy dużo szczęścia, że trafiliśmy w ręce specjalistów, że pies jest zdrowy i młody, ponieważ bardzo szybko się regeneruje i nie obserwują u niego żadnych poważnych negatywnych skutków dla organizmu, przez całe to zajście.

Pamiętajcie, że to jest historia mojego psa i u każdego psa może dojść do takiego powikłania na różnym tle, u nas tak to przebiegało. Jest wiele teorii a co za tym idzie przyczyn.

Dla zainteresowanych linki do interesujących opracowań weterynaryjnych:

https://vetexpert.eu/wp.../uploads/2020/11/DVMtimes_nr3.pdf

https://www.dlaspecjalistow.pl/.../c2e60e7.../str_069-74.pdf

Dodatkowo, Ania poleca artykuł https://psiediety.pl/epi-zewnatrzwydzielnicza-niewydolnosc/ część przypadków skrętów albo skrętopodobnych epizodów może wynikać ponoć z EPI. Pomocne przy diagnozie EPI jest oznaczenie TLI (trzustka).

 Problemy z trzustką

Z mojego doświadczenia i nie tylko mojego – lepsze jest wrogiem dobrego. Można się doktoryzować z karm i żywienia psa i słuchać głosów, że „twój pies jest za chudy, weź go podtucz” – swoją drogą powodzenia przy niejadku…

Ja posłuchałam, jedna z moich znajomych też. Tuczenie niejadka nie jest proste. Została nam więc zmiana karmy na taką dla psów aktywnych – z większą ilością kalorii. Psy utyły albo nie, ale zmiany było dość szybko widać w zachowaniu – stały się mniej aktywne i takie jakby „przygaszone”. Jako, że jestem „wariatką” poleciałam do weta i kazałam utoczyć krwi i przebadać w każdą stronę i… okazało się, że trzustkowe wyniki mamy słabe (u znajomej też). Poleciałam więc na USG, żeby zobaczyć jak ta trzustka wygląda i co i jak i na szczęście jest dobrze. Zmian nie było widać. Radiolog mnie grzecznie zapytał co mi strzeliło do łba, że pies ma niby problemy z trzustką, jak trzustka ideał i w ogóle wszystko ideał…Kamień z serca. Odstawiliśmy kaloryczną karmę, przeszliśmy na normalną, zwiększyliśmy aktywność na jakiś czas, żeby zrzucić dodatkowe kilogramy i… przebadaliśmy krew ponownie. Jest dobrze. Trzustka ideał nawet w wynikach krwi. Mój pies jest znowu „za chudy” a ja już mam to w nosie. Bo nie będę po raz kolejny za radą czyjąś tuczyć własnego psa. Psu jest dobrze takim, jakim jest.

Nie polecam sztucznego tuczenia psa dziwnymi karmami. No ogólnie… jeśli pies się na czymś czuje dobrze, zostańcie na tym i nie kombinujcie. A jeśli Wasz pies nagle przygasa – do weta. Im szybciej wyłapiecie nieprawidłowości, tym lepiej dla Was i dla psa. Może wyjdzie z tego obronną łapą tak, jak mój.

 Problemy z tarczycą

Nie jest to nadmiernie częsty problem u naszej rasy, zdarzają się jednak psy, które z tarczycą mają problemy. Najczęstszym z nich jest niedoczynność, objawiająca się często apatią, zwiększeniem masy ciała, ale także łojotokiem lub łysieniem. Tarczycę kontroluje się hormonalnymi tabletkami, jeśli jest taka potrzeba.

 Hot Spoty

Hot spot to bakteryjne lub grzybicze nadkażenie skóry, bardzo piekące, powodujące dyskomfort. Futro w obrębie hot-spota często wychodzi, a pies dziwnie interesuje się tym miejscem. Skóra hot spota jest zaczerwieniona i gorąca. Z powodzeniem leczy się go miejscowymi sterydami. Niestety, ze względu na gęste futro, Eurasiery mają niejako tendencję do Hot spotów. Szczególnie w okresie linienia, należy sumiennie wyczesywać psy.  

 Ogólna zasada dotycząca zdrowia Waszego psa: jeśli coś się zmienia w jego zachowaniu – to coś może być nie tak. Apatia, nagłe drapanie się w konkretnym miejscu, podskakiwanie bez powodu, zachowania sugerujące, że coś psa ugryzło (nagłe siadanie i gryzienie się w konkretnym miejscu, powtarzające się wielokrotnie) to sygnały, które powinny Wam dać do myślenia. Ja osobiście wolę spanikować i pojechać do weta niż czekać i się zastanawiać co będzie dalej.

Zwierzęta mają tendencję do ukrywania swoich słabości. Jeśli coś zauważacie, najczęściej oznacza to, że już wcześniej był problem, tylko pies Wam tego nie pokazał…

Część 3: jakie badania robić okresowo i przed operacją 

W obu przypadkach pełna morfologia z biochemią i rozmazem.

Warto podpytac weterynarza o pakiety badań. Często pakiet geriatryczny jest bardzo fajny do obrazowania ogólnego stanu zdrowia psa, a wychodzi taniej niż pojedyncze badania. 

Ja badam okresowo także trzustkę, tarczycę i wątrobę. 

Przed każdą operacją warto zrobić też echo serca. 

Po ukończeniu roku można zrobić prześwietlenie na dysplazję i ogólne badanie u ortopedy, żeby Wam powiedział jak wygląda aparat ruchu u Waszego psa. 

wtorek, 23 listopada 2021

Okresy życia, czyli czego się spodziewać i jak sobie z tym radzić?

Psy zmieniają się na przestrzeni czasu. Nie jest to chyba nic nowego. Jak to się dzieje i dlaczego, to odwieczne pytanie wielu osób. 

Pierwszym etapem życia szczenięcia jest noworodek. Jeśli nie macie hodowli, to raczej ten etap Was ominie. Psie noworodki są bardzo nieporadne. Ślepe i głuche, rodzą się jedynie z aktywnym zmysłem powonienia. Nawet poruszanie się na tym etapie przypomina bardziej pełzanie niż chodzenie. 

Około 2-3 tygodnia życia, szczenięta otwierają oczy, a zaraz potem uszy. 

W szczenięctwie następuje też tak zwany okres socjalizacji (do ok 12-14 tygodnia życia), a zaraz po nim okres lękowy. 

Czego się spodziewać po przyjeździe do domu? 

Szczeniak 

Szczeniaczki są śliczne i nieporadne i bardzo zależne od stada. I doskonale o tym wiedzą, dlatego w pierwszym okresie, po aklimatyzacji w domu, trzymają się swoich opiekunów na spacerach i nie oddalają się zbytnio. Okres socjalizacji warto maksymalnie wykorzystać (oczywiście po konsultacji z wetem co do okresu ochronnego po szczepieniach) i zapoznać psa z jak największą częścią świata zewnętrznego. W tym okresie szczenięta są też często bardzo ufne do obcych. 

Okres lękowy przynosi pewne zmiany - szczenię zaczyna łapać dystans do obcych ludzi i dziwnych zjawisk (rower też jest dziwnym zjawiskiem, jeśli szczeniak go wcześniej nie poznał). Jest to czas kiedy warto wspierać szczeniaka, nie uciekając razem z nim od "złych" i "strasznych" rzeczy, ale stopniowo zmniejszając jego dystans, zachęcając dobrym słowem i głaskami.

Szczenięta chłoną wiedzę jak gąbka. Jeśli w tym okresie zaczniecie z nimi pracować, będzie to procentowało w przyszłości. Musicie pamiętać jednak, że nie każda nauka, wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli - jeśli będziecie psu dawać jeść za każdym razem, kiedy na Was szczeknie - zacznie szczekać, żeby dostać jeść. :D I tak oto szczenięta tresują sobie właścicieli. Jeśli nie chcecie być tresowani -  kontrolujcie swoje odruchy i jeśli zauważacie jakąś prawidłowość - zmieńcie swoje nawyki. 

Szkolenie szczenięcia to sama przyjemność. Maluchy chcą zadowolić swojego człowieka zawsze i na wszelkie możliwe sposoby. Bardzo często ludzie są zdziwieni jak szybko mały Eurasier się uczy. To sprytne i inteligentne bestie są. Ale poczekajcie chwilę... Ten okres się kończy i następuje po nim... chaos. 

Nastolatek, czyli chaos w psiej skórze. 

Ok 7 miesiąca życia szczeniaki zaczynają dojrzewać. Panowie notorycznie podnoszą już nogę do sikania, a panie przymierzają się do pierwszej cieczki. Wtedy też Wasze ukochane "pieseczki" wchodzą w okres dojrzewania. Stado nie jest im do niczego potrzebne. Same umieją lepiej. Odwołanie nie działa, każdą komendę trzeba powtarzać 30 razy, nawet, jeśli jeszcze parę tygodni temu "siad" działało jak w komisarzu Rexie, teraz pies jakby nie słyszał. 

Okres nastolatka jest trudny. Wpleciony gdzieś w niego jest też kolejny okres lękowy, w którym dystans do świata znowu się zwiększa. 
Nie ma uniwersalnego lekarstwa na psiego podlotka, ten okres trzeba przetrwać. Zaciskamy zęby i uporem maniaka 30 raz powtarzamy "łapa". Nie poddawajcie się! Odpuszczenie w tym okresie może cofnąć psa w rozwoju (w sensie karności i responsywności na szkolenie). Będzie się Wam wydawało, że już się cofnęliście. Nic podobnego. One Was teraz testują. Sprawdzają na ile mogą sobie pozwolić. To jest okres, kiedy psy powoli próbują znaleźć swoje miejsce w hierarchii stada, nie uznają z automatu, że są najsłabsze i nie będą się podporządkowywać tak łatwo jak zależny od stada, nieporadny szczeniak. W tym okresie zaczynają się pierwsze poważniejsze próby "przewrotów" i one nie muszą być brutalne czy agresywne - wystarczy, że nie poda Wam tej łapy i wygrał. Jeszcze 30 takich i w ogóle będzie miał w nosie. 

Często dość w tym okresie do ekstremum rozdmuchuje się instynkt pogoni za wszystkim, co ucieka spod łap. (Bo trzeba Wam wiedzieć, że ten brak instynktu myśliwskiego to bajka jest. Są Eurasy, które nie mają instynktu, ale nie jest to reguła)

Ten okres wymaga od ludzi cierpliwości. Ogromnej. I ogromu czasu - jeśli kiedyś grzeczne wyjście z domu na luźnej smyczy zajmowało wam 5 sekund, teraz będzie to z dużym prawdopodobieństwem 15 minut. No chyba, że odpuścicie i pozwolicie psu wybiegać z domu  na pełnym gazie, a sami będziecie tylko ozdobą na końcu smyczy - można i tak... Gwarantuję jednak, że po kilku takich spacerach będziecie mieli absolutnie dość, a Wasze ręce staną się 5 cm dłuższe. Dodatkowo - oduczenie psa holowania właściciela to całkiem niezły wysiłek i często, w przypadku niedoświadczonych właścicieli, wymaga wsparcia i pomocy behawiorysty. No chyba, że macie fantastycznego hodowcę, który poświęci część swojego urlopu i przejedzie paręset kilometrów, żeby nauczyć Was jak wyłączyć w Eurasie psa pociągowego. Jeśli tak, gratuluję. Takich hodowców ze świecą szukać...

Radą i sposobem na ten okres (poza "zaciśnij zęby i przetrwaj" jest zająć psa. Znaleźć czas w ciągu dnia, który możecie mu poświęcić. Nie na zasadzie, że za 30 minut wychodzicie na piwo ze znajomymi, tylko na zasadzie "nie mam już nic do roboty" i ćwiczyć te "siady" i "waruj" i "łapy" do skutku. Byle zawsze zakończyć sukcesem. Wynajdujcie najrozmaitsze zabawy (w szukanie żarcia, albo ukochanego domownika), zajmujcie psa, uczyńcie jego życie atrakcyjnym i ciekawym. I... przetrwajcie ten okres. Zaciśnijcie zęby, róbcie swoje i nie panikujcie, że pies Wam się w rozwoju cofnął.  Nie jesteście sami...

Dorosły pies, czyli jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz

Tu poznajecie swojego Eurasiera. Dowiecie się kogo tak naprawdę macie w domu i jak poradziliście sobie z ogarnięciem psa na starcie. Tu procentują wszystkie godziny włożone w szkolenie w okresie szczenięcym, a jeszcze bardziej upór i konsekwencja z okresu nastoletniego (Wasz upór, nie psa). Tu też czkawka odbije się każde ustępstwo z okresu nastoletniego. Dorosły Eurasier nieco spuszcza z tonu, jeśli chodzi o energię (za zwyczaj) i związuje się ostatecznie ze stadem. Jest na tyle karny, na ile mu nie odpuściliście w wieku nastoletnim. 

Prawidłowo prowadzony dorosły Euras kocha swoją rodzinę i da się za nią pokroić. Poziom energetyczny ma różny, ale to jest cecha mocno osobnicza, więc ciężko to opisać ogólnie. Jest dość karny z dokładnością do tego, że czasem cierpi na "wybiórczą głuchotę" i wtedy olewa swoich ludzi przez jakiś czas. Ma już wyrobione nawyki i swoje autorskie cwaniactwa (jak mnie wołają, to podniosę nogę / kucnę i będę wudawał, że sikam, chociaż tak naprawdę będę dalej niuchał ten fascynujący krzak. w końcu jak sikam to odpuszczają na chwilę i pozwalają mi przychodzić później). Obcych raczej nie lubi, acz znam przypadki, które każdego błagają o głaski. Często zmniejsza się popęd łowiecki, bo dorosły pies już wie, że z zającem nie ma szans, a ptaki są poza jego zasięgiem (bo kto to widział mieć  skrzydła i w ogóle życie jest niesprawiedliwe) i nie wysila się niepotrzebnie. 

Dorosłe Eurasiery często wyrastają też z nieśmiałości (pod warunkiem że były właściwie wspierane i socjalizowane), która w poprzednich etapach rozwoju może niedoświadczonym właścicielom przysporzyć siwych włosów na głowie.      

Wiele rzeczy da się wyprowadzić także i na tym etapie, jeśli gdzieś wcześniej daliście ciała, ale nie polecam. Naprawdę łatwiej jest układać psa i na jakiś czas stać się wojskowym żandarmem (przy psim nastolatku), niż oduczać go złych nawyków. 

Cieszcie się dorosłym Eurasem, przypominajcie od czasu do czasu komendy, bo obcy język nie używany, zanika. 

Będzie fajnie?

Będzie!!!


piątek, 19 listopada 2021

Dzień z życia właściciela Eurasa

 Jak wygląda życie z Eurasierem? Kolorowo, to na pewno.


00:00 Ludzie idą spać, bo się zasiedzieli. Pies śpi od 2 godzin, bo nudno było, ale ponieważ ludzie zaczęli się ruszać, pies wstaje i uznaje, że pora na drapanki i mizianki i wszystko co najlepsze. 

00:30 Pies uznaje, że dość drapanek i w ogóle w łóżku jest za ciepło i za miękko i idzie się walnąć na gołą podłogę przy oknie balkonowym. 

02:00 Pies uznaje, że coś go swędzi i zaczyna się drapać jak najęta. Szur szur szur! drap drap drap! gryzu gryzu gryz. Poza tym podłoga pod drzwiami balkonowymi się nagrzała, więc pies idzie szukać nowej, zimnej, twardej miejscówki. Tup tup tup 

02:45 ... tup tup tup... tup tup... pac! Pies znalazł miejsce do leżenia... pod drzwiami balkonowymi.  teraz trzeba udeptać podłogę pod leżysko. Pies udeptuje tup tup tup... 

03:00 Łubudu. Pies zmęczył się udeptywaniem podłogi pod leżysko i walnął się na ziemię. Pies zasypia. Ludzie od godziny usiłują ignorować tuptupanie. 

6:00 Dzwoni budzik ludzi. Wstają powoli zastanawiając się czemu znowu się nie wyspali... Pies się przeciąga. 

6:30 Ludzie piją kawę. Pies wskakuje na łóżko i wylewa im kawę na pościel. Poranne drapanki są właśnie teraz. 

7:00 Jeden ludź idzie do pracy, drugi idzie z psem na spacer. Pies wskakuje do auta i jadą razem na pole, gdzie pies może się wybiegać. 

7:10 pies gania jak oszalała po polu. Ludź snuje się na wpół przytomny 

7:30 Pies widzi kaczki. Gania i skacze usiłując upolować. Kompletnie ignoruje ludzia, który usiłuje psu wytłumaczyć, że ma nie skakać jak powalona :) 

8:20 Pies wskakuje do bagażnika z jęzorem na wierzchu. Ludź już się obudził. Wołanie Eurasiera ganiającego po polu za kaczkami go otrzeźwiło. 

8:30 Ludź i pies wracają do domu. Pies od razu leci pochwalić się ludziowi, który pracuje jak to pięknie wygląda umorusana błockiem z podmokłej łąki, po której ganiała za kaczkami. 



9:00 Ludź 2 siada do pracy. Pies domaga się wyjścia na ogród. W trakcie ganiania po polu zapomniała o potrzebach fizjologicznych. 

9:15 Ludź 2 już zalogowany. Pies gania po ogrodzie

9:30 Pies szczeka. Znudziło jej się siedzenie samej na ogrodzie. Wpuszczona przegląda miski, najwyraźniej w poszukiwaniu jakiegoś skarbu, bo zamiast grzecznie jeść, tylko gmera w misce nosem, a sucha karma obija się o brzegi miski i doprowadza pracujących ludzi do szału.

9:45 W misce nie było skarbów. Zrezygnowana pies kładzie się pod drzwiami balkonowymi (tak, też robi tuptuptup przez 15 minut, bo legowisko – czytaj: panele podłogowe -  udeptane w nocy, musi zostać udeptane ponownie)

12:00 Pies przeciąga się i wstaje. Jeszcze raz sprawdza miski, przekopując je w poszukiwaniu skarbów. Ostatecznie zadowala się tym, co tam znalazła i zajada.

12:15 Błoto na psie wyschło. Powoli się wykrusza, zasypując podłogę toną szarawego piachu. Dobrze, że mamy Roombe

12:30 Pies idzie do ludzi, usiłuje zwrócić na siebie uwagę więc drepta od jednego ludzia do drugiego i  kładzie głowę na kolanach, albo podrzuca rękę. Podrzucaną ręką słabo się operuje myszką… Praca staje się walką z antygrawitacyjną siłą psiego pyska.

13:00 Po krótkich drapankach w przerwie pracy (zamiast obiadu ludziowego), pies zrezygnowana idzie spać. (tuptup tup i tak dalej… znacie to…)

15:00 Pies dostaje szajby. O 16 ma iść na spacer, więc na wszelki wypadek już od 15 zaiwania po domu jak uciekający przed bójką więzień na spacerniaku. Pies biega po schodach na górę, trąca ludzia numer 1 (teraz jego kolej na spacer) i biegnie na dół po drzwi wejściowe. Ludź głupi jest i nie rozumie co pies mówi, więc pies ponawia próby. Do skutku, do 16. Na podłodze i na schodach powoli pojawia się ścieżka.

16:00 Ludź 1 wstaje od kompa. Pies dostaje jeszcze większej szajby. Nie jest w stanie usiedzieć na tyłku przez 3 sekundy. Kręci się i wierci i biega jak oszalała. Ludź 1 ubiera się w spodnie spacerowe.

16.15 Ludź wychodzi z psem na spacer. Zza okna słychać tylko „hop” i pies jest w bagażniku. Ludź rusza na pole. Inne pole. Tamto poranne jest już nudne. To wiemy z doświadczenia.

18:00 Ludź 1 wraca ze spaceru z psem. Ludź 2 (piszący ten tekst) nie wie co się działo, ale sądząc po tym, jak wygląda ludź1 i jak "pachnie" pies, dużo…

Ludź 1: mina na wpół przerażona, na wpół wkurzona. Na plecach i na spodniach błotniste ślady (pies skakał i się ocierał?) wygląda, jakby przebiegł maraton, ciągnąc za sobą wagon kartofli.

Pies: jęzor wisi do podłogi, uśmiech na paszczy. Jednolita warstwa błota sięga połowy brzucha, z futra wystają resztki małych gałązek. Pies śmierdzi niemiłosiernie

Ludź 2 przygląda się to psu to ludziowi1 i pyta grzecznie (bo w sumie ludź1 nie wygląda na wystarczająco dobitego) „co tam?”

Ludź1 traktuje Ludzia2 spojrzeniem, które zamienia w kamień. Ludź 2 milknie. Nie odzywa się i powoli wycofuje się z zasięgu rażenia piorunującego spojrzenia Ludzia1. Ludź1 bez słowa zabiera psa na górę, do łazienki. 

18:05 W łazience śmierdzi padliną. Najwyraźniej poranne polowania na kaczki na innej łące, okazały się skuteczne i pies znalazła na drugim spacerze padlinę. Taką najlepszą, kilkudniową, w stanie zaawansowanego rozkładu i postanowiła się w niej wyperfumować. Sądząc po smrodzie z paszczy, próbowała też umyć nią zęby. 

Ludź2 grzecznie wchodzi do łazienki, żeby pomóc. Zachowuje absolutną ciszę, żeby nie wkurzyć ludzia 1 i rozbiera się do majtek i przestępuje do zmywania pefrum z psa. Pies ma focha. Ludź 1 stoi z ręcznikiem i czeka. Ciuchów nie zdjął, ale sądząć po jego wyglądzie, fontanna z otrzepującego się psa niewiele zmieni. 

Po psie pod prysznic wskakują oba ludzie. Jeden musi zmyć z siebie kłaki psa i wypłukać psi szampon z oka, drugi spłukuje błocko z wieczornego spaceru. 

18:50 Pies sfochowana i mokra idzie do miski, a potem tuptuptuptup spać.

20:00 Foch przeszedł. Pies ma ganiawkę. Mokra wskakuje na kanapę z szarpakiem w pysku. Ludź1 patrzy na nią swoim wzrokiem. Ludź 2 łapie za szarpak. Kanapy już nie da się uratować… 

 20:30 Ludź 1 odzywa się w końcu: „pies wiedział jak przejść przez rów w jedną stronę, w drugą nie. Musiałem po nią iść” mówi. Nie musi mówić nic więcej. Ludź 2 wie, jak wygląda rów pole i okolice. „buty?” pyta ludź2, nie musi mówić więcej, Ludź 1 odpowiada tylko kręcąc głową. Mokre, No tak. Musiał wleźć do wody…

21:30 Ludzie siadają do netflixa, szydełkowania albo innych komputerów. Mają w końcu czas dla siebie. Przynajmniej chwilę. Film skończy się pewnie koło 23. potem ząbki i spać i od nowa bajka zwana „Eurasier to idealny, spokojny pies dla niedoświadczonych właścicieli”… taaaaa….

 


* post napisany z lekkim przymrużeniem oka o Chilli - suce ŚREDNIO ENERGICZNEJ na tle średnio energicznej rasy Eurasier ;) 

czwartek, 18 listopada 2021

Przyjaciel idealny, czyli jak wybrać szczeniaka dla siebie.


Dobieranie odpowiedniego psa do danego człowieka, to jeden z moich ulubionych tematów. Osobiście, poświęcam ogrom czasu obserwacji szczeniąt ze swojej hodowli i analizie kto gdzie i z kim i jak. Przyszłych właścicieli wywracam na lewą stronę pytaniami, żeby jak najlepiej poznać dynamikę rodziny, do której trafia mój szczeniak. Czasem może jestem zbyt natarczywa i "dziwna" w tym wszystkim. Niektórzy się zniechęcają, trudno. W tym szaleństwie jest jednak metoda.  Wszystko to robię w bardzo konkretnym celu - chcę, żeby mieli psa idealnego. Dopasowanego jak najlepiej do nich. Żeby ten 15, a może i 20-letni związek nie był pełen wyrzeczeń z ich strony, a pełen radości z wspólnie spędzonych chwil... Każde szczenię jest regularnie obserwowane, opisywane. Etapy rozwoju zapisuję zarówno na kartce, którą później przekazuję właścicielowi, jak i dzielę się obserwacjami ze wszystkimi właścicielami, aż do momentu w którym w końcu, wspólnie, po rozmowach i moich wielu sprzeciwach i "ale ten będzie dla Was lepszy", dochodzimy do konsensusu i dostają ostatecznie zdjęcie swojego psa. Następuje to nie wcześniej, niż przed ukończeniem przez szczenięta 6 tygodni. Tak, dobrze widzicie: najwcześniej 6 tygodni po urodzeniu szczeniąt - dopiero wtedy przyszły właściciel wie, która z puchatych kulek będzie należała do niego. Nietypowe być może w naszym kraju, ale podpatrzyłam to u mądrych ludzi, u hodowców zza granicy i uważam to za genialny pomysł. Polecam wszystkim. Zamiast kupować "kota w worku", dowiedzcie jaki charakter będzie miało Wasze szczenię, bo rasa rasą, a osobniki są tak różne, że nawet sobie nie wyobrażacie. Od kompletnych życiowych ofiar i nieśmiałków po wulkany energii, zwane tajfunami. 

Moje psy, konkretne egzemplarze, trafiały do mnie w większości przypadkiem. Mocca (mój chow chow) była ostatnim dostępnym z miotu szczeniakiem. Trafiłam na kwintesencję chow chow z domieszką ADHD. Twardy, dominujący, niezależny pies. Momentami z tendencją do agresywnej obrony zasobów. Oj, to była szkoła jazdy. Śmiem twierdzić, że trafiła kosa na kamień. Mocca była dla mnie idealna. Charakterek miała po ludzkiej mamusi (czyli po mnie).  Chilli była jedyną suczką w miocie, a ja uparłam się na dziewczynkę i dostałam coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Delikatnego, wręcz wycofanego z początku szczeniaka. Kompletne przeciwieństwo Mokki. 

Z Pepperem - zdałam się na hodowcę. "Wybierz mi psa" - powiedziałam. Ona widziała psa, ja nie. Ona wiedziała kogo ma znaleźć i do jakiego domu. Mnie zależało na skojarzeniu i na zdrowiu. Kolor futra był mi obojętny. No i wybrała... Pepper jest idealnym reproduktorem. Jest dokładnie taki, jaki reproduktor powinien być. Zrównoważony, nie agresywny. Ciekawski i odważny. Jeszcze trochę młokosowaty. 

Azirę wybrałam sama - patrząc na charakter. Dobierałam wtedy kompana dla Chilli. Nie mogła być ani za bardzo wycofana, ani za bardzo energiczna, bo Chilli ADHD nie toleruje. Azira idealnie wpasowała się w stado, choć nie jest i nie będzie idealnym psem wystawowym, bo nie jest psem bardzo "do przodu".  I teraz Wam się do czegoś przyznam. Do ok 4 tygodnia życia, Azira, moim zdaniem była jednym z najbrzydszych szczeniąt w miocie. Nie podobała mi się... Gdybym wtedy wybierała, zostalby inny szczeniak. Dziś nie żałuję decyzji. Uważam, że była idealna. 

Wielu najlepszych hodowców, wtrąca się do wyboru szczeniąt i niedoświadczonym przyszłym właścicielom, dobierają spokojniejsze, bardziej "układne" szczenięta, które łatwiej podporządkują się przyszłemu właścicielowi i sprawiają mniej problemów wychowawczych. Kombo niedoświadczonego właściciela i dominującego psa, może być (acz nie musi), mieszanką wybuchową. 

Nie jestem pewnie bezbłędna, nikt nie jest, i zdarzy mi się jeszcze pomylić co do tego który szczeniak do kogo pasuje. Czasem może dopasuję ich zbyt idealnie. Nie zawsze kopia właściciela jest idealnym kompanem dla niego, zwłaszcza, jeśli właściciel nieśmiały i pies nieśmiały, albo jeśli właściciel nerwus i pies nerwus - takie kombo moim zdaniem nie idzie w parze.

No ale przejdźmy do sedna...  Na wstępie dodam, że piszę o sytuacji, kiedy wybieracie dla siebie kompana na paręnaście lat, a nie sukę hodowlaną czy reproduktora. Wybieracie przyjaciela, z którym będziecie żyć pod jednym dachem przez 20 lat, jak dobrze pójdzie.  

No ale do rzeczy. Macie przed sobą zdjęcia szczeniąt i macie wybrać jedno. Szczenięta mają 2 tygodnie. Jak wybrać idealne szczenię dla siebie? 

Odpowiedź jest prosta: nie da się. Nie w tym wieku. 2 tygodniowe szczenięta dopiero otwierają oczy i o ile doświadczony hodowca jest w stanie wtedy powiedzieć na jaki kolor się wybarwią i być może które z nich jest silniejsze (bo odpycha inne maluchy od mleczarni). Niestety praktyka w Polsce w większości wypadków, to wybieranie szczeniąt przez kupujących między 2 dniem a 2 tygodniem życia. Moim zdaniem - bez sensu... 

Nie bez powodu behawiorystyczna ocena szczeniąt robiona jest od ok 6-7 tygodnia życia. Wtedy widać pewne cechy charakteru, które mogą świadczyć o mniejszej lub większej skłonności do podporządkowywania się człowiekowi, a także widać poziom energetyczny poszczególnych szczeniąt, na tle miotu. 

W teście Campbella, przeprowadzanym przez dyplomowanych behawiorystów, który nie mieszkają na co dzień ze szczeniakiem, analizuje się następujące kwestie: 

  • umiejętność nawiązywania kontaktu z człowiekiem 
  • chęć podążania za człowiekiem 
  • akceptacja dyskomfortu (niekomfortowa pozycja, najczęściej na plecach)
  • akceptacja dominacji 
  • akceptacja podnoszenia 
Testy oceniane są w skali 4-5 stopniowej i tak naprawdę, najbardziej zrównoważone psy otrzymują noty w środku skali. Te które są bardziej dominujące otrzymują więcej 1 (częściej przeciwstawiają się człowiekowi), na przeciwnym końcu skali mamy psy niezależne (człowiek im nie jest do szczęścia potrzebny), lub uległe. 

Sama miarodajność testu Campbella jest kontrowersyjna i test ma wielu przeciwników. Jest to jednak jedna z powszechnie stosowanych przez hodowców metod określania predyspozycji szczenięcia. Można jednak zdać się na po prostu na obserwację szczeniąt i porównywać je między sobą. Przy dużym miocie, mamy całkiem niezłą próbę. Energiczne - ciągle biegają i zaczepiają rodzeństwo, kiedy pozostałe maluchy chcą już spać. Dominujące potrafią tarmosić i maltretować najmniejsze. Czasem trafi się w miocie prawdziwa perła - szczenię, które widząc, że inny maluch jest gnębiony, interweniuje i przekierowuje uwagę "agresora" na siebie. 

No dobrze, ale dalej nie wiemy co i jak... Jak macie wybrać szczeniaka idealnego?
Sami nic nie zdziałacie. Nawet, jeśli hodowca pozwoli Wam odwiedzić maluchy przed odbiorem, to kilkugodzinna obserwacja może być myląca. Najbardziej aktywne szczenię, może być akurat zmęczone po intensywnych harcach, a największy zakapior z miotu, może mieć akurat humor na przytulanie. Bez hodowcy, jego wiedzy i obserwacji, wiele nie zdziałacie.  
Zapytajcie hodowcy. Dobry hodowca opowie Wam o szczeniakach. Powie czym się różnią między sobą w miocie, jak wyglądają ich interakcje i relacja z matką. Będzie wiedział, które są ADHD, a które są spokojne. Będzie wiedział, który jest dominujący, a który ustępuje innym. Będzie w stanie też powiedzieć które szczenię eksploruje nowości, a które ich unika. 
 Powiedzcie czego oczekujecie. Tylko nie mówicie, że średniaka, bo wszyscy chcą średniaki i takie hasła niewiele mówią hodowcom o tym czego tak naprawdę oczekujecie. Ideałów jest niewiele. Praktycznie każdy pies będzie odrobinę odbiegał od kwintesencji średniaka. Jedne będą zbyt energiczne, inne nieśmiałe. Zastanówcie się w czym Wasz maluch może "niedomagać". Czy lepiej poradzicie sobie z odrobinę zbyt wysoką energią czy z dominacją. Czy łatwiej będzie Wam pracować miękko i delikatnie z nieśmiałym szczenięciem, czy może lepiej się czujecie stanowczo stawiając zakazy upartemu dominantowi, któremu co i rusz trzeba pokazywać kto tu rządzi. 
Kiedy zastanawiacie się co lubicie a czego nie, oceńcie krytycznie swoje możliwości. Czy naprawdę lubicie spacery aż tak, żeby móc poświęcić 2-3 godziny na spacer w absolutnie najgorszą śnieżycę stulecia? Czy naprawdę wolicie energicznego, uległego szczeniaka, z którym trzeba będzie chodzić po 3 godziny dziennie, bo inaczej odbija się od ścian, czy może wolicie uparciucha, który wprawdzie się nie słucha, ale pozwoli Wam posiedzieć na kanapie, jeśli na dworze leje i wieje. 
Czy macie wrodzoną stanowczość i konsekwencję wystarczającą do sprostania potomkowi upartego chow chowa, który dodatkowo będzie was ponaglał, żebyście dali mu jeść JUŻ a nie za 15 minut. 
Weźcie kartkę i długopis i wypiszcie swoje cechy. Te które lubicie i te, których nie lubicie. Tych lubianych, szukajcie u psa, tych nielubianych nie. Wszystkie swoje cechy traktujcie poważnie: jeśli macie miękką, delikatną energię, nie bierzcie dominującego psa. Może i sobie z nim poradzicie, ale po co walczyć ze swoją naturą przed 15 lat życia psa? 
Weźcie kartkę i rozpiszcie swój dzień. Zobaczcie ile czasu zostaje Wam na psa. Może w ogóle nie macie na niego czasu? "Jakoś to będzie" nie jest dobrym podejściem... Jeśli poświęcicie mu każdą wolną chwilę i nie będziecie mieli czasu na odpoczynek,  stanie się to przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością, to może warto poczekać aż będziecie mieli mniej zajęty okres w życiu (po budowie domu i odchowaniu dziecka do stanu samoogarniającego się). 
W czasach pandemii warto podwójnie krytycznie spojrzeć ja swój czas. Załóżcie, ze bierzecie psa w czasach przed pandemia. Ile wtedy mieliście czasu dla psa? Kiedy dochodziły dojazdy do pracy i inne zajęcia po pracy? Załóżcie, że bierzecie psa przed pandemią, albo po niej. Kiedy wszystko wraca do normy... Czy macie kilka godzin dziennie, które możecie poświęcić psu? 

No i na koniec, mój absolutnie ulubiony temat, i tu pewnie się niektórym nie spodoba to, co napiszę, ale to mój blog i wyrażam tu wyłącznie własną opinię. Rozumiem, że ktoś może mieć inne podejście niż ja... Każdy ma prawo do swojego zdania. Ja wyrażam swoje. Nie rozumiem wybierania psów po kolorze futra. Zwłaszcza, jeśli już wybraliście Eurasiera, jako konkretną rasę. Dla mnie wybór rasy opiera się głównie na charakterze. Wiadomo, że pies musi nam się podobać, tego nie neguję, ale serio? aż takie znaczenie ma czy jest rudy czy płowy czy czarny podpalany? Nie ogarniam. Może to moje osobiste zdanie i, naprawdę, nikt nie musi się ze mną zgadzać. Dla mnie kolor futra jest najmniej istotną sprawą przy wyborze szczenięcia. Nie znaczy to jednak, że jeśli ktoś powie mi wyraźnie, że nie chce płowego psa, to będę mu na siłę płowego wciskać. Żeby współpracować, nie muszę mieć takiego samego zdania jak przyszły właściciel. 
Ja rozumiem płeć. Suki i psy mają pewne cechy osobnicze, których ciężko nie zauważyć, jak chociażby wielkość. Jedna z moich ulubionych rozmów z potencjalnymi nabywcami: "bo ja chciałabym suczkę, bo wie Pani, może to dziwne, ale ja nie jestem wielką kobietą, a jak psu się coś stanie poważnego, to może będę musiała przenieść do weta. To ja wolę nieść 20 kg niż 30. Mam większe szanse." I tak szczerze, chyba nikt na rozmowie wstępnej nie złapał takiego wielkiego plusa, jak ta kobieta. Jest zresztą teraz szczęśliwą posiadaczką mojej pierworodnej psiej wnusi. 
No ale wróćmy do futra i koloru. Nie rozumiem. Serio. To znaczy, każdy ma swoje gusta i ma do tego prawo, ale ja nie jestem w stanie pojąć... Kupujemy przyjaciela na lata, zwierzę, do którego musimy się trochę dopasować (kompromisy, jak w każdym związku) to ja serio wolę kupić więcej rolek do sierści, bo chodzę ubrana na czarno, a mój pies jest jasny, niż biegać po zimnie w śnieżycy po 5 godzin bo wzięłam psa z ADHD, ale mam czarne futro, tak jak chciałam. Nie, dziękuję, postoję i powoli przekonam się do jasnego psa. 

Nie policzę ile razy miałam kontakt od ludzi, którzy wzięli Eurasiera nie wiedząc jaki będzie mial charakter. Nie zapytali albo hodowca nie powiedział. I potem są problemy, których nikt się nie spodziewał, bo nie wiedział że ma się ich spodziewać: "nie słucha", "gryzie dzieci w ręce i rozstawia po kątach", "ponagla mnie", "nie pozwala mi usiąść na kanapie", "boi się przekroczyć próg domu"... a tego wszystkiego, albo przynajmnej większości tych przypadków można było uniknąć, dobierając psa w odpowiednim wieku i biorąc pod uwagę chatakter malucha, dynamikę rodziny i doświadczenie przyszłych opiekunów. Ewentualnie, dając rodzinie od początku narzędzia, informacje o charakterze szczeniaka i wsparcie potrzebne do wychowania i socjalizacji danego szczenięcia. Bo z charakternym Eurasem pracuje się inaczej niż z wycofanym. 
Każdy ma prawo do błędów. Hodowca też. Ważne jest, by wyciągnąć wnioski ze swoich błędów, żeby w przyszłości ich nie popełniać.

Eurasier "do przodu" i "do tyłu", czyli blaski i cienie ekstremalnych przypadków

To, że opisy ras są jedynie ogólnikami, jest dość oczywiste. Każdy pies jest inny. Opis rasy to jedynie ogólne ramy, w których powinien mieś...