środa, 22 grudnia 2021

Eurasier "do przodu" i "do tyłu", czyli blaski i cienie ekstremalnych przypadków

To, że opisy ras są jedynie ogólnikami, jest dość oczywiste. Każdy pies jest inny. Opis rasy to jedynie ogólne ramy, w których powinien mieścić się dany pies, a i to nie zawsze się udaje i zdarzają się szczekające chow-chowy czy Eurasiery z instynktem myśliwskim i tendencją do podążania tropem. 
Ogólnie Eurasiery nie powinny entuzjastycznie witać każdego człowieka czy psa spotkanego na drodze. Bywają jednak wyjątki. 



Dwa najbardziej ekstremalne przypadki, na które możecie trafić to z jednej strony psy wysokoenergetyczne i "do przodu", czyli takie, które nie boją się praktycznie niczego, co często oznacza też, że instynkt samozachowawczy to dla nich mitologiczne niemal stworzenie (i potrafią sobie napytać tym biedy i wpakować się w tarapaty). Drugi typ, to pies o niskiej energii i nastawianiu "do tyłu", czyli taki, który na nowe rzeczy (zjawiska, ludzi, psy, przedmioty) reaguje niepewnością, a nawet strachem. Wycofuje się z nieznanych sytuacji, chowając się za właścicielem lub zwiewając na "z góry upatrzoną pozycję", czyli najczęściej do domu. 


Typ do przodu to pies, którego trzeba wyprzedzać. Właściciel takiego psa musi mieć dużo samozaparcia, szybki czas reakcji i musi być bardzo spostrzegawczy. Nowy pies potrafi wyzwolić w takim psie emocje, których nie jesteśmy w stanie opanować. Są to często psy, które nie reagują na odwołanie, jeśli zobaczą innego psa. Są to psy, które mogą pogonić za pędzącym samochodem lub rowerzystą, bo wszystko co nowe jest fascynujące. 
Psy do przodu, ale przyjazne, które mają problem z panowaniem nad emocjami to jeden z przykładów psów "do przodu". Ja nazywam takie psy "neurotycznymi". Nawet, jeśli nie chcą konfliktu, potrafią go wywołać, bo często podchodzą do innych psów na wysokich emocjach, nie umiejąc powstrzymać ekscytacji. Nie podchodzą do innych psów z szacunkiem, powoli, tylko bardzo energicznie wkraczają w przestrzeń innego psa (czasem także człowieka). Ponieważ ciągle funkcjonują na wysokich emocjach, mają czasem problem z czytaniem sygnałów zatrzymujących czy uspokajających, zwłaszcza, jeśli te wydawane są na niższym poziomie, niż poziom ekscytacji psa. 
Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że z punktu widzenia innego psa, nasz pies jest natrętem, od którego nie sposób się uwolnić, bo nie działają ani prośby, ani groźby. Jedyną opcją, żeby się takiego pozbyć, jest bezpośredni cios w szczękę. Dlatego właśnie psy "neurotyczne" wywołują sprzeczki, chcąc się jedynie bawić. Naruszają przestrzeń osobistą innych psów i nie rozumieją ani warknięcia (oczep się), ani kłapnięcia zębami (odwal się), dociera do nich dopiero ząb zatopiony w skórze i porządne ugryzienie (odpowiednik ciosu w szczękę).
Panowanie nad takim psem wymaga obserwacji otoczenia, wypatrywania "zapalników" (czyli tego, co psa ekscytuje) i zajęcia psa zanim sam zobaczy "zapalnik". Jeśli on zobaczy pierwszy i ruszy w kierunku obiektu pożądania, robi się ciężko. 
Podstawową zasadą "trafienia" do takiego psa z sygnałem zatrzymującym jest używanie komendy na wyższym poziomie niż aktualnie znajduje się nasz pies. Możemy to sobie wyobrazić tak: każda ekscytująca rzecz to jakaś warstwa waty w uszach psa. Wata tłumi nasze słowa i powoduje, że pies słabiej na nas reaguje, bo nas nie słyszy. Warstwa jest tym grubsza, im fajniejsza jest rzecz którą zobaczył nasz pies. Tak więc niekastrowany samiec, który czuje sukę w cieczce waty w uszach ma tyle, że nie słyszy praktycznie nic. Pies, który goni za zającem ma może jedną warstwę mniej i być może usłyszy nas, jeśli weźmiemy do ręki megafon. Nowy, psi kolega na znanym terenie to jeszcze jedna warstwa mniej - tu być może wystarczy wydrzeć się na całe gardło.    
Może trochę przesadzam, ale myślę, że wiecie o co chodzi. Pies musi nas usłyszeć i, co ciekawe, nie koniecznie chodzi tu o to, żeby być głośniej, wbrew przykładowi, który podałam. Chodzi o zwiększenie energii. Nie wszyscy, ale niektórzy ludzie mają niesamowitą zdolność kontrolowania energii, którą wysyłają wraz z komunikatem. Komunikat może być nawet niewerbalny, a zwierzęta na energię i tak reagują. Komunikaty niewerbalne działają jednak znacznie lepiej, jeśli pies nas widzi. 

Wracając do sedna: nie odwołacie psa z pogoni za zającem, jeśli grzecznie i cicho, pod nosem wymamroczecie "Fafik, do mnie". Nie da rady, nie zadziała i koniec. Fafik musi Was usłyszeć, więc powietrze w płuca i z całych sił: "FAFIK! WRÓĆ!". 
Poziom, do którego musicie podnieść swoją energię w konkretnych przypadkach, zależny jest od danego psa i Waszego doświadczenia. Jeśli niższy sygnał nie działa, wchodzimy stopień wyżej. Czasem jest tak, że żaden sygnał werbalny nie zadziała i jedyna opcja, to podejść do delikwenta, zapiąć na smycz i zabrać, fizycznie usunąć z sytuacji. 
U psów neurotycznych ważne jest pilnowanie ilości bodźców - przebodźcowanie jest bardzo niezdrowe. Z psami neurotycznymi trzeba też ciężko pracować nad wyciszeniem w domu, ograniczać ilość bodźców, hałasu, i nie nakręcać psa w domu - pozwolić mu odpocząć od umysłu, który nakręca się bardzo szybko i bardzo wolno zwalnia obroty. Przy "neurotyku" warto uważać na otoczenie i inne psy, żeby przez własne nieokrzesanie, nasz pies nie wywołał bójki. Ważna jest nauka grzecznego podchodzenia do innych psów i panowania nad emocjami.

Drugi typ psa "do przodu" to pies dominujący. Generalna zasada, wypatrywania "zapalników" działa tak samo jak u "neurotyków", ale są pewne różnice. To jest egzemplarz, który w przestrzeń innego psa wchodzi nie z zamiarem zabawy i na dużych emocjach, a z pewnością siebie, głową wysoko i z zamiarem pokazania koledze, że kolega ma się grzecznie ukorzyć. Te psy najczęściej mają nerwy na wodzy, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Przy kontakcie takiego psa z innym psem za zwyczaj są dwie opcje, albo kolega (ten drugi) się ukorzy, albo będzie próbował się przeciwstawić. Może to prowadzić do bójki. Psa dominującego trzeba nauczyć, że to nie on ma kontrolować otoczenie, a my. Trzeba go nauczyć grzecznego witania się z innymi psami i reagować na wszelkie oznaki pobudzenia czy dominacji czy nawet agresji. To jest pies, przy którym raczej pilnujemy, żeby on nie był przysłowiowym "dręczycielem" dla innych psów niż na odwrót.   


Drugie ekstremum to pies wycofany. Z takim psem lepiej radzą sobie ludzie delikatni, spokojni, bo nie straszą psa samym byciem sobą. Psy delikatne, to psy które reagują opuszczeniem ogona i wycofaniem na głośne dźwięki, nieznane rzeczy, szybko poruszające się przedmioty (samochody rolki, deskorolki, rowery). Czasem jest to kwestia socjalizacji, czasem delikatnej konstrukcji psychicznej psa, którego socjalizować trzeba delikatnie i z głową. Wrzucenie takiego psa w centrum miasta bez uprzedniego zapoznania z mniejszym ruchem na peryferiach może doprowadzić do ataku paniki i utraty zaufania do właściciela, który nie zapewnił psu delikatnej i powolnej socjalizacji. Delikatne psy potrzebują właściciela skupionego na nich, kogoś kto przeczyta mowę ciała psa i odpowiednio zareaguje. Wbrew pozorom, nie można takich psów chronić przed całym światem, choć czasem by się chciało. Ich socjalizacja musi przebiegać powoli, stopniowo, delikatnie i w miarę możliwości nie wrzucając psa na głęboką wodę. 
Częste, acz krótkie szkolenie z kontrolowanymi rozproszeniami w tle  jest ważne. Można puścić dźwięki burzy, samochodów czy fajerwerków. Można przynieść do domu rower i położyć go, żeby pies mógł się zapoznać z przedmiotem w miejscu, które już zna i lubi. Jeśli pies się boi i nie ma zagrożenia (stojący rower, śmietnik itd), warto psa delikatnie zachęcać do podejścia do "strasznego" przedmiotu. Odradzałabym zmuszanie psa do podchodzenia do bardzo ruchliwej ulicy, jeśli nie macie 100% zabezpieczonego psa. Można prowadzić psa na smyczy a jako mechanizm bezpieczeństwa założyć mu dodatkowo szelki i przypiąć do drugiej smyczy, luźno zwisającej na biodrach. Przerażony pies jest w stanie wyjść z większości obroży, które nam wydają się zapięte bardzo ciasno. Psy wrażliwe należy socjalizować powoli i bez pośpiechu. Jest to ogromna praca, która przyniesie skutek tylko jeśli pies Wam ufa. Czyli najpierw tworzycie więź, a dopiero potem rzucacie się w wir ostrego socjalu z knajpami, centrami miast i przekraczaniem międzymiastowej. Nie oznacza to absolutnie że do czasu zbudowania więzi macie nie wychodzić z domu. Oznacza to, że pracę nad wielkimi "straszakami" można trochę odłożyć w czasie. 
Psy delikatne, wycofane potrzebują właściciela, który będzie obserwował ich język ciała. Właściciela, który w razie czego nie boi się interweniować i stanąć na drodze "dręczycielowi" swojego psa. Powinien też umieć rozróżnić zabawę ze swoim psem od zabawy swoim psem. Psy delikatne nie zawsze umieją w jednoznaczny dla nas sposób poprosić o pomoc, ale nasza w tym głowa, żebyśmy nauczyli się czytać swojego psa i żebyśmy widzieli kiedy powinniśmy udzielić mu wsparcia, a kiedy pozwolić mu spróbować samemu. Nie jest to łatwa sztuka, ale warta zachodu. Takie psy potrafią wyrosnąć na naprawdę fajne, stabilne zwierzęta. 

Opisane powyżej typy to ekstrema. Większość psów mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma typami i postępowanie z nimi trzeba zmodyfikować dostosowując każdorazowo do sytuacji. 
Nie jest tak, że z jednym z tych psów pracuje się lepiej a z drugim gorzej. Każdy ma swoje wady i zalety i jeden lepiej pasuje do jednego typu właściciela, a drugi do innego. Dlatego tak ważne jest rozeznanie jakiego psa przyjmujecie do domu. 
Ja całkiem niedawno zaczęłam doceniać psy delikatne, ostrożne, które nie pchają się w sytuacje, których nie rozumieją. Jeszcze parę lat temu byłam absolutną zwolenniczką psów bez zahamowań.



wtorek, 7 grudnia 2021

"Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" - Post emocjonalny

Dzisiaj coś nie do końca związanego z samymi Eurasierami, a mianowicie post o odpowiedzialności za zwierzę, które wzięło się pod swój dach. Będzie bez zdjęć i bez owijania w bawełnę. 

Nie ukrywam, że post jest dość emocjonalny dla mnie, bo sytuacja, o której zaraz napiszę jest mi bliska. Nie interweniowałam nadmiernie, bo to nie moja rola, żeby wszystko za wszystkich robić, mówimy o dorosłych ludziach, którzy powinni wiedzieć co robią, a jeśli nie wiedzą, to powinni wiedzieć gdzie tej wiedzy szukać.

Na wstępie:

Nie potępiam zerojedynkowo samego oddawania zwierząt do innych (dobrych, sprawdzonych) domów - poza pewnymi konkretnymi sytuacjami kiedy oddanie zwierzaka jest podyktowane wyłącznie tym, że przestał zarabiać na siebie. Wiem jak różne są sytuacje życiowe i ja sama kiedyś dwa swoje koty (Lulka i Łacię) zmuszona byłam oddać. Jeden z nich trafił do moich rodziców, co okazało się być zbawienne zarówno dla niego jak i dla mojego taty, a drugi trafił do bardzo dobrej znajomej mojej mamy, która zakochała się w kocie bez pamięci. Oba koty dożyły starości i fantastycznie czuły się w nowych domach. Moje koty musiały znaleźć nowe domy dla własnego dobra, gdyż w moim domu atmosfera zrobiła się dla nich niekorzystna (nie za moją sprawą). Powodem oddania zwierząt nie był brak czasu ani brak odpowiedzialności z mojej strony, a ich własne dobro. Uważam, że zrobiłam najlepszą rzecz jaką mogłam i pomogłam w ten sposób obu kotom. Lulek nagle przestał sikać poza kuwetę, a Łacia otworzyła się na nowo na świat. Tamten czas i tamta sytuacja nauczyła mnie, że nie wszystko jest czarne i białe i czasem człowiek staje przed trudnym wyborem między dwoma istotami które kocha i musi znaleźć rozwiązanie idealne dla obu stron. Mi się to wtedy udało.

Nie brałam pod uwagę wyrzucenia kotów na bruk czy oddania ich do schroniska. Byłam gotowa izolować koty w osobnym pomieszczeniu, z daleka od wrogiej im osoby do końca ich życia, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Dzieliłabym swój czas między koty i resztę rodziny. Z pomocą przyszli mi wtedy ludzie, którym z tego miejsca bardzo za to dziękuję. Krzyśku, Aniu, Irenko – daliście Lulkowi i Łaci wspaniałe życie – dziękuję, że byliście wtedy dla nas.

 

No ale do rzeczy…

Dorośli ludzie, biorący pod swoje skrzydła psa, powinni być świadomi, że pies to obowiązek.

Powinni być świadomi, że pies nie „zrobi się” sam, że posłuszeństwo trzeba wypracować i że nawet największy ogród jest dla psa tylko większym więzieniem. Powinni mieć świadomość, że pies to zwierzę SOCJALNE, które żyje dla człowieka i dla kontaktu z nim, bo tak je ukształtowaliśmy od dnia, kiedy oswoiliśmy pierwszego wilka.

Niektóre psy być może są stworzone do tego, żeby żyć na podwórku, w budzie i pilnować obejścia, ale nawet one potrzebują kontaktu z człowiekiem, żeby nie stały się agresywne albo strachliwe, żeby ktokolwiek mógł nad nimi panować. Każdy pies potrzebuje, żeby spędzać z nim czas. Czas spędzany z psem to nie jest nasypanie mu żarcia do miski czy nalanie wody i rzucenie patyka 2 razy. Czas spędzony z psem to wspólne wędrówki, kiedy robicie coś razem, to wspólne ćwiczenie komend, to uczenie się nawzajem swego języka i wypracowywanie komunikacji. Patyk też jest fajny. Szukanie żarcia w trawie też. Ale RAZEM!

To, że widzicie kogoś, kto ma pięknego psa, który chodzi przy nodze, wykonuje komendy w ciągu sekundy i jest wpatrzony we właściciela jak w obrazek to nie jest kwestia tego, że ten pies tak ma. To się nie robi samo. Nie, to są godziny, tygodnie, miesiące i LATA pracy i współpracy człowieka z psem. Ten pies i ten człowiek znają się „jak łyse konie” i rozmawiają ze sobą. Człowiek słucha psa, a pies słucha człowieka. Taka więź nie powstaje dlatego, że rzucasz psu ochłap mięcha, czy karmisz go najlepszym żarciem na świecie. Taka więź powstaje przez robienie różnych rzeczy razem. Jeśli widzicie kogoś z fantastycznie ułożonym psem, przystańcie i pogadajcie i zapytajcie ile czasu i wyrzeczeń i wstawania o 5 rano go to kosztowało. Pies to praca, czasem frustrująca, czasem irytująca, czasem dająca wrażenie beznadziei i braku postępu. Zaufanie i bezgraniczna miłość psa, jeśli wytrwacie w trudnych chwilach, warte są każdego poświęcenia.

No więc sytuacja:

Macie duży dom na wsi, dużą, ogrodzoną działkę. Wydaje się, że wszystko jest super i idealnie i myślicie o psie. Jedno z Was ma doświadczenie z psami (a przynajmniej tak uważa), bo kiedy było dzieckiem, psy gdzieś tam się przewijały w zasadzie non stop. Drugie z Was jest kompletnie zielone i absolutnie się z tym nie kryje. Macie w otoczeniu psiarzy mniejszych lub większych....

Nagle los sprawia, że gdzieś do kogoś w okolicy przyłazi bezpański pies. Myślicie „super!”, jedziecie po psa, obiecując mu dobry dom i lepsze życie. Dajecie mu jeść, dajecie mu budę. Do domu mu nie wolno wchodzić, ale to nie jest problemem. Pies sobie na dworze radzi. Chodzicie na spacery i przez pierwsze kilka tygodni jesteście psem zachwyceni, bo trzyma się Waszej nogi jakby był do niej przyklejony. Tylko gdzieś w oddali jeden ze znajomych psiarzy mówi „poczekaj… on ci jeszcze pokaże”. Nie wierzycie. Macie psa idealnego. Dajecie mu jeść, raz na tydzień zabieracie na spacer do lasu, z początku nawet Wam się chce uczyć psa „siad” i „łapa” i on tak szybko łapie, że jest po prostu cudownie. Sielanka trwa kilka tygodni, a może nawet miesięcy. Na dworze zaczyna się robić zimno i nie chce Wam się już wychodzić i nawet tego siad ćwiczyć, poza tym macie inne rzeczy na głowie. Pies siedzi sam na dworze przez większość dnia. Wychodzicie tam na 10 minut, kilka razy dziennie, żeby dać mu jeść i wlać świeżą wodę do miski. Pies się nudzi, więc znajduje sobie ciekawe zajęcia. Kopie doły, ucieka z posesji, wybiegając na ruchliwą szosę. Parę razy jeździcie po niego do schroniska, bo tam go ludzie odwożą. To nie jest pies, którego widzieliście u znajomego psiarza przy nodze. Ten złowróżbnik wykrakał, „poczekaj” – no i masz. Wasz idealny pies się „zepsuł”. Budujecie kojec, żeby nie zwiewał, ale on się podkopuje i rozrywa zębami kraty, więc w kojcu siedzi na łańcuchu. Długim, bo z 5-10 metrowym. Nawet to go nie powstrzymuje. Wziąż ucieka.

Fast forward kilkanaście miesięcy.

Znajomy psiarz (ten złowróżbny) na szybko ocenia psa, starając się Was nie przestraszyć, mówi „poniżej godziny dziennie pracy z nim nie schodźcie, bo nic nie osiągniecie. Ten pies potrzebuje czasu z Wami, ten pies potrzebuje pracy…”. Oboje mówicie, że nie macie czasu. GODZINY w ciągu doby nie możecie poświęcić zwierzęciu, któremu obiecaliście lepsze życie?! Serio?! Gdzie to doświadczenie z psami, jednego z Was? Gdzie zdrowy rozsądek? Jak pie ma ogarnąć zasady, których nikt mu nigdy nie wytłumaczył? Skąd ma wiedzieć że nie wolno uciekać? 

JEDNEJ GODZINY nie macie... Na dwie dorosłe osoby... Godzina dziennie to bardzo dużo jest... nie powinnam się dziwić, przecież wiem, że doba nie jest z gumy. No nie jest, ale nie ma obowiązku posiadania psa. 

Znajomy psiarz wie, że nie musi być dla Was autorytetem, podsyła więc informacje i kontakty do dyplomowanych behawiorystów i trenerów w okolicy, żeby pomóc Wam ogarnąć to, za co Wy wzięliście odpowiedzialność. Przez pół roku nawet nie mieliście czasu tam zadzwonić… Sam znajomy nie może do Was ciągle jeździć, żeby Wam pomóc go ogarnąć, bo 200 km w jedną stronę to jest kawałeczek…

Jesteście po kilku, a może kilkunastu wizytach w schronisku, żeby odebrać tego "głupiego powsinogę". Źle mu u Was, myślicie, niewdzięczny jest. Ma wszystko, czego mu potrzeba, a głupi wybiera wolność, to może niech se idzie w cholerę, skoro tak wybiera…

To jeszcze raz: NIE MA WSZYSTKIEGO!, nie ma Was, a Was potrzebuje najbardziej. 

Nie macie już do niego serca. Moment, kiedy przyjeżdża policja i nakłada na Was mandat, przelewa czarę goryczy – pies musi odejść. Nawet wystawiacie gdzieś ogłoszenie i zdjęcia, ale nie napiszecie do znajomych, żeby udostępnili, żeby zwiększyć jego szanse. Nawet znajomego psiarza i jego kontakty w psim świecie olewacie.

Pies ląduje u kogoś innego. Na łańcuchu. Bo to lepsze niż schronisko. I tak, wiem, ten pies będzie tam miał jedzenie i weta i nawet kontakt z ludźmi, większy niż u Was, ale spędzi całe życie uwiązany, bo Wam nie chciało się nawet udostępnić posta na fejsbuku, że szukacie domu dla swojego psa.

Wzięliście młodego psa, około rocznego, zmarnowaliście rok jego życia, może trochę ponad. Dlaczego zmarnowaliście? Bo, co do zasady, młode psy znajdują domy łatwiej i szybciej - im młodsze, tym łatwiej i tym szybciej. Na "stare" czy nawet kilkuletnie psy popyt jest mniejszy. Prawdopodobieństwo znalezienia domu, z każdym rokiem na psim liczniku, bezlitośnie dąży do zera. W ciagu tego roku z haczkiem, kiedy pies byl u Was, nie zrobiliście z nim absolutnie NIC. Nie pracowaliście nad nim i jego problemami. Nie zbudowaliście w nim zaufania do ludzi. Nie nauczyliście go zasad, jakie panowały w Waszym domu. Nie daliście mu lepszego życia (sorry).  

A teraz hit nad hiciory. Pozbyliście się tego „zepsutego” psa, na którego słowa znajomego psiarza zadziałały jak klątwa „poczekaj”… Więc teraz jedno z Was, ma plan wziąć nowego psa. Innego, "lepszego". Żeby znowu przykuć go sznurem do budy i nie spędzać z nim czasu. Może ten nie będzie „zepsuty” albo może ten durny, znajomy psiarz tym razem krakać nie będzie.

Drugie z Was ma na szczęście na tyle przyzwoitości, żeby powiedzieć, że drugiego psa nie chce, bo nie ma na niego czasu. No, chociaż tyle… 

To tyle ode mnie, emocjonalnej historii o dwojgu dorosłych ludzi i psie, któremu obiecali lepsze życie…

I ja wiem, że oni to pewnie przeczytają. Z premedytacją nie piszę o kim mowa, oni wiedzą. I wiem, że pewnie będą się próbowali bronić i udowadniać mi, że łańcuch jest lepszy niż schronisko. I nawet może się z tym zgodzę, ale moim zdaniem TEN pies miał szansę na naprawdę fajny dom. Sprawdziłby się w agility czy we frisbee. Z aktywnym człowiekiem biegałby przy rowerze, albo uprawiał bikejooring. TEN pies miał szansę na lepsze życie, nie na łańcuchu, a w domu z człowiekiem który wie co to znaczy mieć psa. I moim zdaniem oni mu tę szansę odebrali.  

Jestem w stanie prosto w twarz powiedzieć im dokładnie to, co tu napisałam, nieco mniej przebierając w słowach, bo „face to face” nie musze być politycznie poprawna.

Parafrazując Małego Księcia „jesteś odpowiedzialny za to, co przygarnąłeś”.

 

 

środa, 1 grudnia 2021

Dzień z życia hodowcy - z lekkim przymrużeniem oka

 Trochę z przymrużeniem oka: 

Myślicie nad założeniem hodowli? 

Polecam! /Hyhyhy/ Świetna zabawa ;) 

Tekst z zeszłego roku, ale coś czuję że wiele lat będzie na czasie. 

Dzień hodowcy: 

3:00 "świt żywych trupów" 

Psia matka się budzi i idzie obudzić dzieci. W kojcu harmider. Wstajesz i wypuszczasz maluchy na dwór na wybieganie i sikupe

4:00 "ah, śpij kochanie jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz..." 

Próbujesz zasnąć licząc na choć 15 minut spokoju. Zamiast tego kręcisz się w łóżku, bo maluchy popiskują i pochrumkują i łażą i ogólnie uważają, że zwiedzanie świata o 4 nad ranem jest super. 

6:00 "wake me up befere you go go" 

Pobudka!!! Maluchy harcują, matka się kręci. 

20 minut latania po ogrodzie żeby wyłapać 9 poczwar i nie wypuścić ponownie na dwór tych już wyłapanych. Przy -7 stopniach w piżamie jest to niezłe wyzwanie.

7:00 kawa

7:30 "kopciuszek 1 on 1" 

Sikupa - przecież na dworze to byla ganiawka a nie czas na sikupy... Kojec cały uwalony... 

8:00 "kevin sam w domu" 

Jeden maluch nie śpi. Biega po pozostałych żeby się z nim pobawiły - maluchy reagują warkami i szczekami. Biedny samotnik siedzi i patrzy na ciebie wielkimi oczami. Wchodzisz żeby się z nim pobawić. Wszyscy się budzą (dzieci mają wbudowany babcio-radar) i nagle jesteś najcudowniejszą rzeczą na świecie. Nos w oku, zęby w d..pie (u facetow nie tylko w d...), jest fajnie.

9:00 "snow is falling" 

Maluchy na dwór na sikupe i bieganie. Ty przygotowujesz dla nich zarcie. Ogrodem zajmiesz sie jak snieg stopnieje. Żółty snieg...

10:00 "spanie jest przereklamowane" 

Próbujesz się zdrzemnąć, ale maluchy właśnie stwierdziły że trzeba biegać po baseniku z kulkami. Nie da się spać. Ciśnienie ci skacze. Kawa byla niepotrzebna.

11:00 "just a little bit of heaven" 

Maluchy idą spać. Robisz sobie śniadanie. 

12:00 "hell's kitchen" 

Żarcia już nie ma. Dosypujesz suchego, dajesz puchę mokrego. Zaczynasz socjal. Rowery. Kulki w baseniku, tunel i namiot

13:00 "catch me of you can" -

Maluchy wstają na sikupe. Wypuszczasz, robisz fotki i filmiki, biegasz po mrozie. Powoli myślisz o przebraniu się z piżamy bo zimno ci w du... ;) Zaganianie małych to walka z wiatrakami i robota dla 2 osob. Jedna gania małe po ogrodku i wyłapuje, druga pilnuje żeby reszta tałatajstwa nie wylazła z powrotem na dwór

14:30 "Sound of silence" 

Chwila ciszy. Zaczynasz myśleć że może uda ci się przespać, albo coś zjeść. W sumie kiszki marsza grają...

14:00 "the dark side awakens" 

W kojcu poruszenie. Jedno małe chce siku i piszczy przed drzwiami. Reszta budzi się i wtóruje, bo tak ;) wypuszczasz i znowu myślisz sobie o bieganiu po mrozie. Idziesz się przebrać z piżamy. W końcu.

 15:00 "ja cię kocham a ty śpisz" 

Spanko. Próbujesz zrobić obiad, ale w sumie przypominasz sobie że psia mama potrzebuje spaceru poza ogród i kojec i dom... Znikasz na godzinę.

16:00 "Gordon Ramsey live" 

Maluchy muszą zjeść po bieganiu. Robisz jedzonko (suche/mokre) 

17:00 "jurrasic park" 

Socjal - bawisz się z małymi. Pokazujesz im rowery, rolki długie spódnice wysokie buty, włączasz w tv dźwięki burzy itd. straszysz wszystkim czym się da. Żeby się nie bały później. 

18:00 - " it's a wonderful life" 

Masz chwilę dla siebie. Maluchy zmęczone socjalem chłoną to czego się nauczyły. Rowery nie gryzą. Długie spódnice nie zabijają... Jest dobrze

19:00 "fight for yout right to party!"

Kolejne małe uznaje że spanie jest nudne i budzi rodzeństwo. Sikupa na dworku. Trochę socjalu z bieganiem, tupaniem i różnymi zabawkami (dalej jest minus 7, ale już nie jesteś w piżamie)

20:00 "armageddon"

 Zaczyna się okres adhd przerywany krótkimi chwilami kiedy maluchy śpią. 



0:00 "somewhere over the rainbow" 

Okres adhd sie konczy. Kladziesz sie spac. Zastanawiasz się po co ci to było i kiedy oni (ci co kupują od ciebie szczeniaczka) w końcu zabiorą te dzieciaki ;) 

 Jutro też jest dzień 3:) będzie lepiej... Mówisz sobie i zasypiasz w chwili kiedy twoja glowa dotyka poduszki. 

 

"Jest super, jest super więc o co ci chodzi..."

Eurasier "do przodu" i "do tyłu", czyli blaski i cienie ekstremalnych przypadków

To, że opisy ras są jedynie ogólnikami, jest dość oczywiste. Każdy pies jest inny. Opis rasy to jedynie ogólne ramy, w których powinien mieś...